Tablica ogłoszeń

Jeśli za mną tęsknicie, w linkach można znaleźć moje pozostałe blogi. Nowsze i lepsze.

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!




Co mojego autorstwa chcielibyście przeczytać po zakończeniu szeptu?

sobota, 4 lipca 2015

Szept 20 ~ Miłość - siostra wątpliwości.

1. Hm, sama zaczynam być ciekawa jak się sprawy dalej potoczą >.< trochę to śmieszne. Ale naprawdę nie chciałam znowu pisać czegoś, co będzie tasiemcem, a potem jeszcze trylogią. A jednak coś się napisało znowu. :) I oh, będzie się działo dalej. Będzie się działo, o, tak was właśnie uszczęśliwię. Wyszła mi jakaś taka edycja, cholera, świąteczna? Ale darowałam sobie ekscesy z choinką ^^
2. Swoją drogą trochę zmieniłam ostatnio sposób pisania dialogów. Da się ogarnąć, co kto mówi?
3. Co do ankiety miałam jeszcze taki pomysł, żeby wszystkie 3 były na jednym blogu, każde z własną zakładką, ale to już by chyba było za dużo czytania i potem by się fabuły motały? Chociaż nie koniecznie. Ale nie zostaniemy chyba przy wersji jedno, które wygra, co?
A teraz enjoycie!

***

-W końcu i tak powiesz mi wszystko - oznajmiam z powagą, a Vincent odwraca się na chwilę, by na mnie spojrzeć. Wtedy jakoś tak mimowolnie podchodzę do niego i chwyciwszy za kurtkę, całuję go lekko. Nie czekając na odpowiedź odwracam się i znikam w ciemności, mówiąc - Powiesz mi. Na pewno.
Zadowolona z rozwoju wydarzeń wracam do mieszkania. Udało mi się, co nieco do wiedzieć. Mam też Vincenta i Victorię po swojej stronie, a to dodaje mi otuchy. Idę raźnym krokiem, rozkoszując się przepiękną nocą i milionami gwiazd, które zdają się świecić tylko dla mnie.
Tak oto kończy się tydzień i zaczyna wolne. Długie wolne, bo, kurwa, świąteczne. Wracam na ten czas do domu. Toteż muszę się spakować, a następnego dnia rano mam pociąg. Ostrożnie zakradam się z powrotem do mieszkania. Włączam muzykę, oczywiście nie za głośno, no bo przecież sąsiedzi chcą spać. Ja zaś nawet nie mogę...
Jestem tak podekscytowana powrotem do domu no i tak... Hm. Właściwie trudno stwierdzić, ale tak... Coś... Wydarzeniami dnia dzisiejszego.  Udało mi się tak wiele dziś dowiedzieć, a wszystko dzięki Victorii. No i ta rozmowa z Vincentem... Mam wrażenie, a może nadzieję, że coś się zmieniło. Na lepsze.
Wyciągam swoją walizkę na lekko obluzowanych już kółkach - trochę ją w życiu potłukłam - i pakuję do niej trochę ciuchów. Tych, bez których nie przeżyję nawet w domu i kilka książek. Muszę przynajmniej sprawiać wrażenie, że się uczę. W rzeczywistości średnio. Na szczęście filologia była przeciętna i niezbyt wymagająca. Może właśnie dlatego tam poszłam, nie spodziewając się od życia zbyt wiele. A tu proszę, bo moja rezygnacja okazała się być zapalnikiem dla wielu wydarzeń.
Gdy jestem już spakowana, zaczyna świtać i chociaż mam do pociągu jeszcze kilka godzin, nie sądzę, by opłacało mi się spać. Zamiast biorę prysznic, ubieram się w świeże ubrania i siadam w pokoju z filiżanką kawy.
Jakoś po godzinie 6 dostaję wiadomość od taty: "ja dziś pracuję, ze stacji odbierze Cię mama". I to tyle w tym temacie. Natomiast gdy już idę na pociąg, pisze do mnie dawna przyjaciółka, proponując spotkanie po świętach. Cóż... Dawno nie gadałyśmy i, de facto, nie zależy mi zbytnio. Mimo to, zachęcona dobrymi zdarzeniami ostatnich dni, przystaję na propozycję.
Po powrocie, jak to po powrocie, opowiadam rodzicom z grubsza, co się działo. Oczywiście pomijam kwestię Umbry, Maxa, Czarnego psa i takie tam... Czas mija spokojnie, ale przyjemnie. W domu zawsze jest dobrze. To przecież dom. Nadchodzą święta, a potem mijają. I tylko jedno razi mnie w tym wszystkim. Vincent nie odezwał się ani razu. Nie odpisał mi nawet na świąteczne życzenia i czuję się trochę, a wręcz bardzo rozczarowana. Przecież nie ma znaczenia, czy obchodzimy święta. To był tylko pretekst, by pogadać.
Toteż trochę ciekawa powodu, a trochę zmartwiona i stęskniona za razem, dzwonię do Victorii, z którą byłam w kontakcie od początku dni wolnych. O Vincencie jednak nie wspomniała ani słowem.
-Tak?
-Hej - mówię wesoło. - Co tam?
-Święta minęły tak szybko... Jeszcze tylko tydzień i znów na zajęcia.
-Ano fakt. Czas leci.
-Ale z drugiej strony zdążyłam się już stęsknić.
-Ja też.
-Coś się stało? Jesteś jakaś przygaszona.
-Nie. Nic się nie stało. Wydaje ci się.
-Coś kręcisz. Czuję to.
-Nie...?
-Ah, właśnie. Vincent o ciebie pytał.
-Naprawdę?!
-Aha! Tu cię mam. Niestety, tak naprawdę nie pytał. On nigdy nie pyta, ale nie przejmuj się.
-A kto twierdzi, że się przejmuję?
-Lucy.
-No co? Nie odpisał mi nawet na życzenia świąteczne. Ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupę. To niech spada.
-No właśnie, co się tak właściwie wydarzyło przed świętami? Dziękowałaś mi wtedy za informacje. A następnego dnia Vince zachowywał się jakby go ktoś młotkiem w głowę uderzył.
-Czyli?
-3 razy wpadł na słup, gdy szliśmy na pociąg. Coś dodać?
-Hahaha! Żartujesz. Szkoda, że nie mogłam tego zobaczyć.
-Spoko. Wyobraź sobie, że za trzecim razem udało mi się to nawet nagrać, taki był nieobecny. Zobaczysz.
-O jaaa! Super.
-No? To co się stało?
-Pogadaliśmy sobie trochę. Mówił, że ty wiesz.
-Powiedział ci?
-Cóż... Nie miał wyboru. I tak go podejrzewałam. To o heterochronii dało mi za to odwagę, żeby z nim pogadać.
-Hm... Czyli wszystko wiesz. Rozumiem.
-Chociaż nie chciał powiedzieć nic o czarnym psie.
-Czarnym psie? Pierwsze słyszę?
-Ah, czyli o tym już nie mówił. W takim razie nieważne.
-Jak nieważne? Ej, ja też chcę wiedzieć! - burzy się Victoria.
-Ok, ale o tym pogadamy nie przez telefon. Słuchaj, ja wracam już w sobotę, więc może byśmy się spotkały.
-O, dobry pomysł.
-Świetnie. Wtedy powiem ci o czarnym psie. Tylko nie mów nic Vincentowi.
-W porządku. Ale wątpię, że chodziło tylko o rozmowę, że był taki nieprzytomny rano.
-Może się nie wyspał.
-Naprawdę? Naprawdę?
-Oj daj spokój.
-Mów. Wiem, że musiało się coś zdarzyć.
-Nbosiecwlsmy...
-Co?!
-Co?
-Mówże wyraźnie.
-Nie... Ojeny... On nic ci nie mówił? Nic? Zupełnie nic?
-Ale o czym?
-No o... Eh!
-Zacznijmy od początku. Wiesz kim jest. Czy to znaczy, że ty też?
-Cóż... Poniekąd.
-Ok. To dlatego byłaś wiecznie nie wyspana.
-Tak. To dlatego. 
-No dobrze. Czyli rozumiem, że zdarzało wam się spotkać także poza uczelnią.
-W pewnym sensie. Chociaż tylko raz normalnie, jeszcze na samym początku, bo pozostałe razy miał zawsze zasłoniętą twarz i nie wiedziałam jeszcze, że ma te oczy takie, no...
-Mhm. Ale kiedy ty go spotkałaś na początku.
-Aa... Taki tam jeden raz. I tyle.
-Ok. Czyli rozumiem, że wtedy nic się nie wydarzyło.
-Nie.
-No a kiedy się wydarzyło?
-Eh... No, bo wiesz, tam parę takich spraw wynikło no i na przykład pamiętasz jak nas nie było na zajęciach?
-Pamiętam.
-No to... no... Ale cóż, wtedy byłam pewna, że sobie żartuje, ale raz tak na siebie wpadliśmy po wykładach i byliśmy  razem w kawiarni...
-O rany!
-Co?
-Nie wierzę! O boże, jak mogliście spotykać się za moimi plecami i nic mi nie powiedzieć?
-Tak bym tego nie nazwała. Spotkaliśmy się przypadkiem. A potem i tak mi nawtykał... Ale nie ukrywam, chyba mnie wtedy pocałował. Tfu! Uratował.
-Ciekawe macie metody ratowania...
-Nie! Przejęzyczyłam się!
-Ale całowaliście się, tak? Tak?
-Cóż...
-Czyli tak.
-No, ale co z tego. Skoro teraz i tak się nie odzywa, a wydawało mi się, że teraz jak się dogadaliśmy powinno być lepiej.
-Lucy, do licha, wiesz, że Vince to jest ciężki przypadek i nawet brakuje mi na to nazwy, ale ty?
-Co ja?
-Może tak zrozumiesz. Nigdy, ale to nigdy nie słyszałam, żeby Vincent tyle mówił o jakiejś dziewczynie. Ba! Nigdy nie słyszałam w ogóle, żeby o jakiejś mówił. A tym bardziej nie spotkałam się z tym, żeby aż tyle czasu i uwagi komuś poświęcał. I osobiście nie mam żadnych, ale to żadnych wątpliwości, co to oznacza. Rozumiesz? Założę się, że cały czas o tobie myśli, ale na pewno ma jakiś bardzo głupi argument, żeby do ciebie nie napisać. Ma niewyparzony jęzor, więc można się nie zorientować, ale on naprawdę jest kiepski w tych sprawach. Ale proszę, nie daj się nabrać.
-Ale skąd ta pewność, co?
-Jezu, jak ty mnie denerwujesz, przecież ci mówię.
-Ojeny, ale że ty tak uważasz to jeszcze nic nie znaczy.
-Znaczy. Bo ja wiem coś, czego ty nie wiesz, ale tego ci nie powtórzę. Niech sam ci powie, dlaczego się tobą, no wiesz, zainteresował.
-Pytałam. Ale powiedział tylko, że on nienawidził nocy, a ja uwielbiam. No i to prawda. Uwielbiam.
-No, czyli jednak coś tam wiesz.
-Ale nie rozumiem, co to znaczy.
-Wierz mi, że coś dobrego. A teraz mnie nie denerwuj i przestań się wahać.
-Ok! Ok! Zrozumiałam.
-Zadzwoń do niego po prostu. Bądź mądrzejsza. Zresztą ja go też trochę pomęczę, może się dowiem, co ma znowu za problem.
-Haha. Dzięki.
-Nie ma sprawy. Wiesz, że ja wam kibicuję już od dawna.
-Oh... Doprawdy?
-Tak! Ja wiedziałam od początku, że tak będzie. I to jest ten jeden raz gdzie zgadzałam się nawet z Amy, bo ona też chyba wyczuła, że się dogadacie.
-Przestań...
-Teraz się wstydzisz?
-Cóż...
-No dobra. Już nie pytam. A jakie masz plany na najbliższe dni?
-Mam się spotkać z dawną przyjaciółką. Jestem ciekawa, bo właściwie wspomniała też, że chce mi kogoś przedstawić. Chyba swojego chłopaka. Zobaczymy.
-Hooo. Będziesz musiała mi o wszystkim opowiedzieć.
-Jasne.
-Trzymaj się.
-No. Ty też. Pa.
Rozłączam się i chowam telefon do kieszeni, tylko po to, żeby zobaczyć, że w drzwiach stoi mama. Spoglądam na nią, nie ukrywając niezadowolenia, że nie zaczekała, aż skończę gadać. Ale gdy widzę jej uśmiech, nie potrafię się gniewać.
-Z kim gadałaś?
-Z Victorią.
-Wybierasz się gdzieś?
-Tak. Jestem na jutro umówiona z Kate. (Najgłupsze możliwe imię, ale chociaż pasuje do bohaterki. Przyp. autorka)
-Nie gadałyście już długi czas.
-To prawda, ale napisała do mnie ostatnio, więc pójdę.
-To dobrze. Cieszę się, że nie siedzisz cały czas w domu. Mogłabyś tylko oduczyć się tego późnego wracania. Kusisz los...
-Spokojnie. Na złego potwory nie czyhają - śmieję się.
-Oj ty...
-A teraz wybacz, idę spać, mamo. Dobranoc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto patrzy, ten widzi