Tablica ogłoszeń

Jeśli za mną tęsknicie, w linkach można znaleźć moje pozostałe blogi. Nowsze i lepsze.

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!




Co mojego autorstwa chcielibyście przeczytać po zakończeniu szeptu?

wtorek, 23 czerwca 2015

Szpet 18 ~ Tajemnica.

Udało się! Rozdział nieco krótszy, naprawdę miałam blokadę i to jest na razie maks, aczkolwiek wierzę, że zakończenie rozdziału powinno nadrobić tę stratę chociaż odrobinę :3 Teraz jak już przebiłam się przez zastój następny rozdział powinien być lepszy.

***

Siedzę na kanapie, wciąż nie dowierzając temu, co się dzieje. Biorę łyk herbaty i zerkam ukradkiem na Vincenta. Nie wygląda na choćby odrobinę przejętego, cała sytuacją.
-Dopiję herbatę i wracam do domu - mówię stanowczo.
-W porządku.
-Naprawdę?
-Rób jak uważasz.
Co to za odpowiedź? Po tym jak mnie nastraszył, zaciągnął do mieszkania i powiedział tyle dziwnych rzeczy... Nagle nie ma to większego znaczenia, czy zostanę, czy pójdę. Co się ze mną stanie. Naprawdę go nie rozumiem, lecz z chłodnego tonu i beznamiętnego spojrzenia potrafię wywnioskować, że mówi prawdę. Cokolwiek zrobię, obejdzie go to.
-Nie zamierzasz mnie nawet odprowadzić, mimo wcześniejszych słów?
-Po co? Jest już bezpiecznie.
-A może wyjaśnisz mi wreszcie...
-Nie chciałaś czasem iść?
-Teraz mnie wyganiasz? W porządku.
Odnoszę kubek z herbatą do kuchni i wstawiam do zlewu. Zaraz potem ubieram kurtkę, chwytam swoją torbę i wychodzę. A już myślałam, że zaczynamy się lepiej dogadywać. Nie wspominając o tym, że nie wyciągnęłam z niego żadnych informacji. On definitywnie coś wie. Nie tylko coś, wie bardzo dużo, ale ja mogę się jedynie domyślać i wnioskować z jego wcześniejszych słów. Nie wiem nic. To frustrujące i sprawia, że czuję się bezsilna.
Zaciskam dłonie w pięści, wychodząc na ulicę. Po moich policzkach mimowolnie płyną łzy. Nienawidzę tego beznadziejnego uczucia bezsilności. Nienawidzę tego najbardziej na świecie. A jednak właśnie to uczucie dominuje u mnie od dłuższego czasu, zwłaszcza, gdy wpakowałam się w ten bajzel.
Nie poddałam się jeszcze i nie mam najmniejszego zamiaru. Chociaż z jakiegoś powodu czuję się tak fatalnie, a łzy nie przestają płynąć. Mimo to, nawet gdy mam ochotę iść spać i zapomnieć o wszystkim, nie potrafię. Trzymam się tej głupiej codzienności, chociaż nic nie przynosi. Może to ja robię coś źle... Może wina leży po mojej stronie. Czegoś widocznie muszę nie dostrzegać.
Niby nic specjalnego się nie wydarzyło. Pomijając, że już ileś osób dybie na moje życie.... To wydaje się takie odległe. Dlaczego jest mi smutno? Dlaczego czuję pustkę? Zupełnie tego nie rozumiem. Ocieram łzy raz za razem. Podciągam cicho nosem. Nagle zapada ciemność.
-I czego płaczesz, głupolu.
-Spadaj - mruczę, ale nie próbuję ściągać czapki. Nie chcę, by widział mnie w takim stanie. - Idź sobie.
-Jak chciałaś, żebym cię odprowadził, trzeba było powiedzieć.
-Nie chcę... Idź sobie.
-Nie marudź, tylko chodź.
Vincent idzie dwa kroki przede mną, nie oglądając się za siebie. Ja natomiast wpatruję się w ziemię. Oboje milczymy. Jak widać nie mamy o czym rozmawiać.Wzdycham ciężko po raz kolejny, ale nie zamierzam na siłę rozpoczynać rozmowy. Jak, jednak widać tylko ja tam uważam.
-Nie wychodź niepotrzebnie w najbliższym czasie.
-Yhy... Tak jest mamo.
-Lepiej słuchaj rad mądrzejszych od siebie.
-Szkoda, że tu takich nie widzę.
-Słuchaj, co mówię.
-I tak wiesz, że nie zamierzam cię słuchać. Bo właściwie, dlaczego, skoro nie odpowiedziałeś dotychczas na żadne z moich pytań.
-Strasznie się pyskata ostatnio zrobiłaś.
-Uczę się od najlepszych - śmieję się. - Poza tym i tak dowiem się prawdy. Ba, sam mi wszystko powiesz.
-A to ciekawe.
-Nie wierzysz?
-Nie.
-A założymy się?
-O co?
-Jak już wygram to coś wymyślę.
Jednak szczerze mówiąc nie mam żadnego planu, jak zmusić go do gadania. Toteż wpadam na genialny pomysł, by zadzwonić do Victorii. Wprowadzam to w życie, zaraz po powrocie do domu.
-Hej.
-Lucy, hej. Co jest?
-Mam kilka pytań - oznajmiłam i po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.
-...Tak?
-Bo widzisz, wczoraj po szkole widziałam się z Vincentem.
-Jezu... Co znowu zrobił?
-Nie, nie. Tym razem chodzi o coś zupełnie innego.
-Więc?
-Nagle chwycił mnie za szmaty i zaczął uciekać. Twierdził, że ktoś nas, znaczy, mnie śledził. Napędził mi niezłego stracha, a potem nie chciał powiedzieć, co się dzieje - wyjaśniłam - Uznałam, że ty będziesz wiedziała.
-Nie. Nic mi o tym nie wspominał.
-Naprawdę? Jesteś pewna?
-Przykro mi, ale naprawdę nic nie wiem.
-A coś innego? To nie jest jedyna rzecz, o której nie chciał mi powiedzieć.
-Na przykład? - dziwi się Victoria.
-Wtedy w bardzie z Davidem i resztą. To przecież Vincent wyciągnął nas stamtąd. Potem rozmawialiśmy, ale Amy nam przeszkodziła i nie zdążyłam się nic dowiedzieć...
-Hm... Nie... Nic nie wiem.
-No dobrze. To spróbujmy inaczej. Powiedz mi, czym mogę go do licha szantażować, żeby mi powiedział - proszę zrozpaczona. - Cokolwiek.
-Haha. Co to ma być.
-Właściwie założyłam się z nim, że zmuszę go, żeby mi powiedział o wszystkim. Nie możesz jakoś pomóc?
-Wy... Brak mi słów na wasze zachowanie. - Słyszę śmiech.
-Pomożesz?
-I tak powiedziałam ci za dużo ostatnim razem. Poza tym nic specjalnego nawet nie pamiętam, a odkąd zaczęliśmy studia Vincent mało mi mówi.
-Na pewno musiał palnąć jakąś gafę albo mieć jakiś sekret. No proszę, Victoria, jesteś moją ostatnią deską ratunku. Nie rób mi tego.
-Jest jedna rzecz.
-No?
-Bo widzisz...
Mimo wszelkich rad, ostrzeżeń, wręcz wymuszeń ze strony Vincenta, bym została w domu, nie mogę tego zrobić. Muszę wyjść w nocy na spacer, żeby znów spotkać tego chłopaka, tego, tamtego w kapturze... Chcę z nim porozmawiać. Tak, myślę, że można to tak nazwać. Jest tylko jeden problem. Pomijając fakt, że mimo wszystko trochę boję się wyjść, jakoby, że nie bardzo już wiem, co dzieje się wokół, trochę też denerwuję się tym spotkaniem.
Toteż kiedy mam trochę czasu wolnego, siedzę pijąc piwo. Właściwie 3 z kolei i wreszcie zaczynam się nieco rozluźniać. Gdy dopiję, chcę iść na spacer, bo powoli zapada już zmrok. W ustach czuję gorycz i chociaż krzywię się nieco, piję dalej. Chociaż zazwyczaj wolę wino lub jakiegoś drinka, od czasu do czasu dobrze jest poczuć gorycz piwa. Kiedyś słyszałam, że tak podobno smakuje życie. I z biegiem czasu jestem skłonna się z tym zgodzić. Procenty wesoło rozlewają się po całym ciele przez krwioobieg i zaczynam się czuć coraz lepiej.
Ostatnie kilka łyków ciepłego już piwa z trudem przechodzi mi przez gardło, ale udaje mi się opanować sytuację. Nucąc wesołą piosenkę ubieram się ciepło. W końcu, teoretycznie, wciąż jestem jeszcze człowiekiem i aktualnie przeziębienie jest mi lekko nie po drodze.
-Do nieba nie chodzeeeee! Bo jest mi nie pooo drooodzeeee! - wyję sama do siebie, aż w końcu jestem gotowa do wyjścia.
Biorę głęboki oddech i znów używając iluzji wymykam się z domu. Obawiam się jednak, że widziany przez sąsiadów kot jest tak samo pijany jak ja i możliwe, że człapie lekko slalomem. Ale to nic! Jestem pełna determinacji, by odnaleźć tamtego chłopaka i z nim porozmawiać. A jest o czym rozmawiać, oj jest.
Chwiejnym, lecz tanecznym krokiem podążam w stronę okolicy, gdzie spotkaliśmy się poprzednio. Noc chociaż mroźna, jest naprawdę przepiękna, a niebo mieni się trylionami gwiazd. Spoglądam w górę z zachwytem, po to, by bardzo szybko runąć na ziemię skutą lodem.
-Niech tooo...- mruczę pod nosem.
Ale alkohol to naprawdę dobre znieczulenie i mimo upadku bardzo szybko wracam do pionu i niezrażona ruszam dalej. Idę, idę i idę i mam wrażenie, że idę już tak bardzo długo, ale nie, w zasadzie minęło zaledwie kilka minut. Tak przynajmniej twierdzi mój telefon i muszę mu uwierzyć.
Udaje mi się dostać w tamto miejsce, gdzie spotkałam tego chłopaka. Właściwie nie mam żadnego gwaranta, że tam znowu będzie. Nie ma też tamtej grupy, która również często bywała w okolicy. Mam jednak uczucie, że się zjawi. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że nie ma innej opcji. 
Wreszcie widzę w oddali zarys sylwetki i nie mam wątpliwości, że to on. Podchodzi bliżej, jednak zachowuje dystans, by nie wyjść z cienia. Za każdym razem ukrywał się tuż przy ścianie budynku, gdzie było ciemno i nie mogłam zbyt wiele zobaczyć. Nic poza różnobarwnymi tęczówkami.
Uśmiecham się wesoło i robię obrót wokół własnej osi. Przez chwilę czuję się jak na scenie, stojąc w świetle latarni. Nie ma tam nikogo oprócz naszej dwójki, a moją widownią są gwiazdy, które znały prawdę od samego początku.
-Wiedziałam, że się zjawisz - śmieje się. - Poprzednim razem zapomniałam spytać, jak masz na imię - stwierdzam spokojnie, a chłopak patrzy na mnie wyczekująco. Mimo tego, iż jego twarz znów zakrywa szalik, wiem, że wyczekuje moich dalszych słów w całkowitej niepewności, zupełnie nie rozumiejąc, do czego zmierzam. - Chyba mamy do pogadania - dodałam - Vincent...

2 komentarze:

  1. WHAT?????? what? whatwhatwhaaaaaaaaaaaaaaaaaaaat???????????? what the fuck!!!


    Nie. Nic wiecej nie powiem. Po prostu NATYCHMIAST dawaj jebany ciąg dalszy albo zginiesz w okrutnych męczarniach, OBIEKURWACUJĘ.


    Wiesz, że już dawno dawno dawno nie czytałam żadnej książki, w której tak pilnie jak teraz nie odczuwałabym tego palącego pragnienia żeby jak najszybciej przewrócić stronę i czytac dalej?

    dawaj cd. nie żartuję. znajdę Cię i obedrę ze skóry jak Boltonowie wszystkich swoich wrogów jak prrrrędko nie dowiem się więcej.

    WHAT?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Nie będziesz mnie szantażować. Rozdział pojawi się w terminie, bo potem znowu będę miała blokadę, bo nie wiem jeszcze, co potem, jeśli wstawie 19 rozdział. Na razie możesz się zadowolić tym, że na behindzie też jest już 19 - Left behind.

      Usuń

Kto patrzy, ten widzi