Tablica ogłoszeń

Jeśli za mną tęsknicie, w linkach można znaleźć moje pozostałe blogi. Nowsze i lepsze.

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!




Co mojego autorstwa chcielibyście przeczytać po zakończeniu szeptu?

środa, 18 marca 2015

Szept 5 ~ ONI.

 Nudziło mi się to, pomyślałam, że poprawię i wstawię. No dobra... Nie nudziło mi się. Mi się nigdy nie nudzi. Przygotowuję materiały na czwartkowe korepetycje z angielskiego- nie chce mi się. To może wstawię rozdział, zrobię kanapeczkę >.<

*****************###################*********************

Wychodzę już z budynku, gdy ktoś woła moje imię. Na ten dźwięk zatrzymuję się i rozglądam dokoła. Dopiero po chwili zauważam zbliżającą się Amy. Uśmiecha się od ucha do ucha i już wiem, że ma jakiś pomysł. Najgorsze jest to, że zżera mnie ciekawość i jestem niemal pewna, że skończę zgadzając się na to, co wymyśliła.
-Dobrze, że cię dogoniłam- stwierdza, dopadając do mnie radośnie.
-Co jest?
-Wczoraj wyszłaś tak nagle, a ja zapomniałam wziąć od ciebie numer telefonu.
-Chcesz mój numer?
-No oczywiście. Jeszcze pytasz?- obrusza się, a ja wyciągam z kieszeni komórkę. Szperam w niej przez chwilę, szukając swojego numeru na liście kontaktów. Nigdy jakoś nie kwapiłam się, żeby go zapamiętać. Wreszcie klikam odpowiednią pozycję i zwracam ekran w stronę Amy.- Zapisz sobie.
-O! Super- odpowiada i już za chwilę mam od niej połączenie. Zapisuje sobie ją w kontaktach. Nie ma ich zbyt wiele na mojej liście. Kilku starych znajomych, z którymi i tak już nie rozmawiam oraz rodzina.- Coś jeszcze?- pytam i dodaję:- Bo jak nie to, wracam do domu.
-Właściwie to jest.
-No słucham?
-Dziś hala sportowa jest otwarta dla naszej uczelni. Pół boiska dla panów, pół dla pań. Można w coś pograć, coś porobić. Nie chcesz się wybrać?
-Ktoś jeszcze idzie?
-No właśnie Karoline i Rosalie wystawiły mnie do wiatru. Bo one NIE POTRAFIĄ GRAĆ...- Amy mocno zaakcentowała ostatnie słowa.- No nie daj się prosić, no.
Wzdycham ciężko. Przez chwilę walczę sama ze sobą. Naprawdę nie chcę tam iść i naprawdę wiem, że lepiej byłoby, gdybym tam nie szła, a jednak nie potrafię jej odmówić. Dłuższą chwilę milczę, próbując się przekonać, że to zły pomysł.
-Zgoda...
-Świetnie.W takim razie spotkamy się pod halą za godzinę. Może być?
-2 godziny.
-Niech ci będzie.
Gdy przychodzę pod halę z ubraniami sportowymi upchniętymi do torby, Amy już czeka. Uśmiecham się do niej na powitanie i kiedy wchodzi do budynku, idę za nią. Jestem tu po raz pierwszy i nie wiem, gdzie iść. Udajemy się najpierw to damskiej szatni, żeby zmienić ciuchy. Kładę torbę na ławce i leniwie wyciągam rzeczy. Powoli ściągam się rozbieram. Stoję na samej bieliźnie, próbując wcisnąć się w dress.
-Biedroneczki?- śmieje się Amy.- Śliczny zestaw. Gdzie kupiłaś?
-W moim rodzinnym mieście. 
-Musisz mnie tam kiedyś zabrać.
-No pewnie.
Wreszcie jestem gotowa. Amy tak samo. Ubrana w kolorowy, ładny strój. Za chwilę do szatni wchodzą kolejne dziewczyny. Niektóre z nich kojarzę z wykładów. Idziemy już, więc na salę, by się rozgrzać. Na jednej połowie boiska męska część naszej uczelni gra już piłkę nożną. Zaciekawiona obserwuję przez chwilę tamtą stronę  sali. Gdzieś na środku boiska dostrzegam Sebastiana. Świetnie mu idzie. Dokładnie tak jak sobie to wyobrażałam.
-I kogo te piękne oczy wypatruję?- zagaduje mnie Amy.- Chodź, rozgrzejemy się.
-Idę, idę.
-W co chciałabyś zagrać?
-Nie umiem zbytnio w nic grać.
-A siatkówka? Myślę, że reszta dziewczyn  też chętnie zagra.
-Siatkówka?- słyszę za sobą głos.- Jestem za, a wy?
-Tak.
-Super.
Ku mojemu niezadowoleniu słyszę pozytywną reakcję reszty dziewczyn. Próbuję jeszcze proponować inną grę, ale na darmo. Zanim się orientuję, jesteśmy już podzielone na drużyny. Ja i Amy gramy przeciw sobie. Wzdycham z irytacją. Kolejne imiona do zapamiętania... Zanim gra się zaczyna, spoglądam jeszcze na drugą połowę boiska i odnajduję wzrokiem Sebastiana. On również patrzy w moją stronę i uśmiecha się. Odwzajemniam gest i skupiam się już na grze. 
Stoję tuż pod siatką. Amy jest zaraz po drugiej stronie. Wyciąga dłoń w moją stronę, a ja przybijam jej piątkę. Przeciągam się odrobinę i patrzę za siebie, obserwując jak jedna z dziewczyn wykonuje serw. Zaczyna się. Cały czas bacznie obserwuję piłkę, chociaż wiem, że na niewiele mi się to zda. Piłka szybuje nad siatką do przeciwnej drużyny. Dziewczyny odbijają ją przez chwilę między sobą i gdy trafia do Amy, szykuję się, by ją zablokować. Skaczę i udaje mi się ją odepchnąć. Niestety nie leci tak, jakbym chciała i niemal spada poza linią. W ostatniej chwili ktoś ratuje sytuację, a ja uśmiecham się przepraszająco. Tego właśnie się obawiałam. Jednak gra trwa dalej i chwilę później stoję już po prawej stronie naszego boiska. Oddycham z ulgą. Wreszcie mogę się ustawić bokiem do siatki i widzę niemal cały obszar gry. Czekam na odpowiedni moment i przejmuję piłkę, by wystawić ją dziewczynie obok. Amy przygląda mi się badawczo, ale nie zwracam już na to uwagi. 
Daje się wciągnąć w wir meczu i robię kolejne podanie, a potem jeszcze raz. Kiedy znowu muszę zmienić pozycję, jestem rozczarowana i zaniepokojona. Tym razem ja będę serwować. Robię kilka kroków w tył, biorę głęboki oddech. Podrzucam piłkę do góry, ta szybuje powoli do góry, a ja słyszę w uszach szum krwi, buzującej w moich żyłach. Wszystko dzieje się jak w zwolnionym tempie, aż w końcu moja dłoń uderza w piłkę, posyłając ją prosto na siatkę. 
-Sorry!- krzyczę.- Nie jestem w tym dobra.
-Nie przejmuj się. To tylko gra- odpowiada ktoś z mojej drużyny, a reszta tylko potakuje.
Gramy dalej, więc podchodzę bliżej, ale tylko odrobinę. Widzę po minach przeciwnej drużyny, gdzie będą celować. Wiedzą, że nie najlepiej sobie radzę. Dziewczyna po mojej lewej stronie również ma problemy z odbijaniem, więc stanowimy łatwy cel.
-Bądź czujna. Będą celować w naszą stronę- mówię tak, by tylko ona mnie usłyszała.- Jeśli stwierdzisz, że nie dasz rady odbić piłki, odsuń się, ja ją odbiję.
-Tak? Super. Nie przepadam zbytnio za siatkówką- odpowiada równie cicho.- Jak masz na imię?
-Lucy, a ty?
-Victoria.
-Zwycięstwo. Dobrze. W takim razie damy radę- śmieję się, by podnieść ją na duchu.
I tak jak przewidywałam, piłka leci w naszą stronę. W porę udaje mi się przygotować i odbijam ją, przerzucając na drugą stronę siatki. Jednak schemat powtarza się jeszcze kilka razy. Chociaż celują bardziej na brzeg naszej części boiska. Z trudem, ale z pomocą Victorii udaje mi się utrzymać piłkę w powietrzu. Podaję ją do przodu, a reszta z mojej drużyny zdobywa punkt.  
Gra kończy się po pierwszym secie, bo wszystkie jesteśmy zmęczone. Amy od razu idzie w moją stronę z poważną miną. Przeczuwam kłopoty, ale jeśli dobrze to rozegram, wybrnę z sytuacji. Taką przynajmniej mam nadzieję, bo gdy Amy otwiera usta, by coś powiedzieć, już wiem, co to będzie.
-Mówiłaś, że nie umiesz grać- stwierdza z wyrzutem, a ja uśmiecham się przepraszająco.- To nazywasz nie umieniem grać?
-Przepraszam- odpowiadam- Skłamałam. Chociaż nie do końca. Umiem grać tylko jako libero i trochę wystawiać piłkę- mówię spokojnie- Właściwie... Kiedyś byłam kapitanem damskiej drużyny siatkarskiej. W moim mieście był klub. Zagrzewanie drużyny do walki, czy obrona moich dziewczyn... Tym się zajmowałam. Z grą było gorzej... ale nikt nie chciał być kapitanem. Tylko, że potem wydarzyło się trochę różnych rzeczy, popsuł mi się kontakt z resztą i w końcu z rezygnowałam. Od tamtej pory trzymałam się z daleka od siatki. Nie chciałam już więcej grać, ani wspominać tamtych czasów. Dlatego skłamałam.
-Nie musiałaś mi o tym mówić, ale cieszę się. I nie jestem przecież zła, że skłamałaś. Miałaś swoje powody. Nie mnie oceniać- odpowiada Amy i dodaje:- Tylko szkoda, bo jesteś naprawdę niezła. Pomijając te serwy. I widać, że lubisz grać.
-To już przeszłość- mruczę i wzruszam ramionami. 
-W porządku. Nie będę cię namawiała już więcej do przyjścia tu. Wybaczysz mi?
-Wybaczę co?
-To, że cię w to wciągnęłam, chociaż nie chciałaś grać.
-Daj spokój. Nie ma o czym mówić. Ale wrócę już chyba do domu.
-Ok. Do zobaczenia.
-No, pa...
Odwracam się w stronę wyjścia. Przez ułamek sekundy zdaje mi się, że widzę tam Vincenta. Przystaję, zastanawiając się nad tym. Może mi się tylko przewidziało. Dlaczego miałby... A z resztą. To nie ma znaczenia. Nagle coś uderza mnie w głowę. Tracę równowagę i z hukiem ląduję na ziemi. No pięknie. Tylko tego mi trzeba. Spodziewam się usłyszeć śmiech, jednak zamiast tego ktoś do mnie podchodzi.
-Wszystko w porządku?- pyta Sebastian i pomaga mi się podnieść.
-Tak- odpowiadam, ale kręci mi się trochę w głowie. Faceci naprawdę wkładają dużo siły nawet w głupią grę.- Wszystko w porządku.
-Trochę zbladłaś- zauważa i czuję, że jego ramie oplata się wokół moim ramion.- Lecimy?- chyba tracę równowagę.
-Co?
-Lucy...
Amy podbiega do nas i pyta:
-Co z nią.
-Chyba mocno oberwała...
-Który kopnął tą piłkę!?- krzyczy Amy.
-Sorry! Nic jej nie jest?- odpowiada ktoś z drugiego końca sali.
-Chodź tu i ją przeproś!- Amy nie daje za wygraną, a mnie niemal śmieszy jej bojowe nastawienie.
Niestety nie mogę się śmiać, bo w końcu zaczyna mnie boleć głowa. To było do przewidzenia. Mój pobyt na hali sportowej zwyczajnie nie mógł dobrze się skończyć. 
-Może powinniśmy ją zabrać do szpitala?
-Nie- mruczę, pocierając palcami skronie.- Nie trzeba. To zbyt uciążliwe. Nic mi nie będzie jak wrócę do domu.
-Ale nie możesz iść sama w takim stanie- Amy jest wyraźnie zmartwiona, więc uśmiecham się tak wesoło jak umiem, ale w głowie nadal mi szumi.- To może być wstrząśnienie. Naprawdę oberwałaś...
-Nic mi nie będzie. Poradzę sobie.
-Może...
-Może ty byś ją odprowadził?
-No mogę- zgadza się Sebastian.
-Nic mi nie jest- protestuje, ale nikt mnie nie słucha.
-Zabiorę ją do szatni. Też się przebież w tym czasie. Nie możecie iść tak ubrani. Przeziębicie się- Amy dostaje słowotoku i bierze mnie pod ramię. Udaje mi się jednak wyrwać i chwiejnym krokiem idę w stronę wyjścia.- A ty gdzie?
-Widzisz? Dam radę.
-I tak nie puszczę cię samej- śmieje się Sebastian i dogania mnie. 
Udaje mi się dotrzeć do szatni i nawet trochę odświeżyć, dzięki czemu czuję się już znacznie lepiej. Mokry, chłodny ręcznik, którym przecieram skórę, jest jak ukojenie. W końcu ubieram się w normalne ubrania, a sportowe upycham do torby wraz z ręcznikiem, bo ktoś puka do drzwi. Domyślam się, że to Sebastian i mam rację, bo kiedy wychodzę on już na mnie czeka. Raczy mnie szerokim uśmiechem i bierze moją dłoń w swoją. Patrzę niepewna jego intencji.
-W ten sposób będę miał pewność, że się nie przewrócisz- tłumaczy.- To w którą stronę?
-Moje mieszkanie jest w tą samą stronę, co nasza uczelnia. Tylko trochę dalej.
-Mieszkasz sama?
-Nie. Mam współlokatorkę, ale nie rozmawiamy za dużo... Prawie wcale.
-To musisz się nudzić sama.
-Ja się sama nigdy nie nudzę- stwierdzam.- Zawsze jest coś do zrobienia.
-Pracowita z ciebie dziewczyna widzę- śmieje się Sebastian a ja wzruszam ramionami.- Jak się czujesz?
-Dobrze. Naprawdę dałabym radę sama dotrzeć do domu- oznajmiam. Szybko jednak reflektuje się, że mój upór jest głupi i dodaję:- Ale miło jest od czasu do czasu iść z kimś. Dziękuję...
-Przyjemność po mojej stronie.
-A ty gdzie mieszkasz? 
-W centrum.
-Sam?
-Z Vincentem, ale nie znaliśmy się wcześniej. Szukałem kogoś do wynajęcia mieszkania i znalazł się on. Od tego czasu trzymamy się razem- wyjaśnił Sebastian.- Jest trochę dziwny, ale bezproblemowy jeśli chodzi o mieszkanie. Wieczorami zamyka się w swoim pokoju, a ja mam dla siebie cały salon i telewizor. 
-A więc to tak.
-A ty jak poznałaś Amy? Swoją drogą szybko się dogadałyście.
-Zagadała mnie na wykładzie, tego samego dnia, kiedy poznałam ciebie i resztę- mówię z uśmiechem.- Uparła się, że przedstawi mnie przyjaciołom. Jest bardzo miła i wesoła. To chyba typ człowieka, którego nie da się nie lubić.
-Wiem o czym mówisz.
-A co z tobą?
-Hm?
-Jak TY poznałeś Amy.
-Nasi rodzice się przyjaźnili, więc od dziecka widywaliśmy się, co jakiś czas.
Rozmawiamy wesoło, a czas mija. Tak szybko, że gdy jesteśmy pod moim blokiem, czuję się rozczarowana. Pora jednak wziąć się w garść. Sebastian puszcza moją dłoń, więc macham mu na pożegnanie.
-Do zobaczenia- mówię i nie czekając na odpowiedź, wchodzę do budynku. 
Wspinam się po schodach na swoje piętro, szukając w torbie kluczy od mieszkania. Wreszcie odkopuje je, są na samym dnie i  otwieram drzwi. Zaraz po wejściu do środka szczelnie je zamykam. Swoje rzeczy rzucam na ziemię i idę pod prysznic. Z zadowoleniem stwierdzam, że czuję się już dobrze. Rozmawiając z Sebastianem, nawet nie zauważyłam, kiedy przestała boleć mnie głowa. 
Zdrzemnęłam się popołudniu i teraz znów nie mogę spać. Jest środek nocy i wiem, że nie prędko zasnę. Wymykam się, więc z mieszkania. Chcę chociaż trochę pospacerować. Zatrzymuje się przed blokiem. To tutaj żegnałam się z Sebastianem. Uśmiecham się na samą myśl miło spędzonego czasu. Powoli ruszam dalej w mrok nocy. Tym razem obieram inną trasę. Skręcam na lewo od swojego bloku i idę niespiesznie, z zadartą do góry głową, podziwiając nocne niebo. Gwiazdy i księżyc świecą cudnie. Jednak od czasu, do czasu przysłaniają je ciemne chmury, napawając mnie niepokojem.
W oddali dostrzegam jakieś postacie. Kilkuosobowa  grupa kręci się w pobliżu. Na początku chcę się schować. Nie szukam zwady, unikam kłopotów. Wśród nich widać jednak oznaki poruszenia. Musieli mnie zauważyć, więc ukrywanie się już teraz mijałoby się z celem. Ucieczka natomiast mogłaby ich tylko sprowokować. Stanowczo nie jest dobrym pomysłem. Chociaż biorąc pod uwagę, że jest ich więcej, sytuacja jest dość ryzykowna. Wszystko zależy od grupy. Jeśli należą do tych agresywnych, będę w niezłych tarapatach. W dodatku wciąż jesteśmy blisko mojego mieszkania. Nie będę mogła tam uciec, bo szybko mnie znajdą. Teoretycznie nie mam się czego bać, ale moje serce i tak bije szybciej. Adrenalina miesza się z krwią. Jestem gotowa, by w każdej chwili rzucić się do ucieczki. Biorę głęboki oddech, próbując zapanować nad drżeniem rąk.
Pewnym, lecz niezbyt szybkim krokiem idę w stronę grupy ludzi. Zamierzam po prostu minąć ich w milczeniu, mając nadzieję, że mnie nie zaczepią. Jestem pewna, że to ONI. Nikt inny nie mógłby się szlajać nocą tak jak ja. Ludzie za bardzo się ich obawiają. Zbliżam się powoli. Czuję na sobie ich spojrzenia i kiedy już wydaje mi się, że pozwolą mi odejść bez słowa. Słyszę czyjś głos:
-Co tu robisz sama o tej porze?-pada pytanie. Na początku milczę, ale oni oczekują odpowiedzi.- Nie słyszę.
-Spaceruję- odpowiadam, nie odwracając się w ich stronę.
-Nie boisz się?
-Jesteś jedną z nas? Czy szukasz kłopotów?

******************##############************************
I co Wilczy, podobali Ci się ONI? Hue hue hue :P
Kim są oni?- coming soon.

3 komentarze:

  1. Dzięki za cynk, maj hani! Nadrobiłam już zaległości i powiem Ci... nooooooo! Dziewczyno!
    Nie lubię Vincenta jakoś... Sebastian wydaje się fajny. Normalnie ideał. Tylko, że... No właśnie, z ideałami bywa cienko.
    I powracają ONI! Yey!
    Kiedy termin nexta?
    W ogóle, ja już też wstawiłam nowy. Zapraszam na chaos! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. waaaa daaaa faaaak.
    Cóż, Lucy bywała w rozdziale rozczarowana, ja natomiast nie mogę powiedzieć iż jestem rozczarowana TWOJĄ CHOLERNĄ PRZEBIEGŁOSCIĄ W TRZYMANIU MNIE W CHOLERNYM NAPIĘCIU.

    Kurwa mać, mecz siatkówki czytałam z takim emocjonalnym zaangaowaniem, jakby się toczył na śmierć i życie! Powrót na sks normalnie, świetnie opisany, plus uczucia bohaterki, mwaaa. W jednym momecie tylko mi zgrzytnęło to rozczarowanie, że oa teraz musi zaserwować, ale kiedy zdradziła, że grała jako libera, skumałam, ze chodziło o to, że zostawią ją na srodku, wiec tak, skoro na to liczyła, to ja też bym się rozczarowała, że jednak nie. Swoją drogą serowanie górą takie stresujące ;D ale uwielbiałam siatę, nie bardziej niż pływanie, ale... o kurwa, lubiłam.
    sebastian. sebastian. no nie. nie lubię go, nie wiem czemu. jakiś taki czaruś. jakiś taki... no jestem pełna podejrzeń, wiec pewno sie okaze ze to normalny zajebisty gosc, znajac Cb ;D ahahaha. ok, teraz ja sie zgrywam. a co a czemu nie, wolno mi, tch.

    <3

    Oni, kurewscy oni. zmienokształtni? wampiry energetyczne? kotołatki? mózg mi się przegrzewa. zrób z tym cos albo po nastepym rozdziale dostane wylewu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty mi się tu nie przegrzewaj. Ja czekam, aż napiszesz coś na Drogę i na Dust. Czekam!
    Cieszę się, że rozdział się podobał. Co śmieszne, osobiście za siatkówką nie przepadam. Napisałabym o koszykówce, ale mnie kurde ubiegłaś. No, więc musiałam pokombinować. Przydało się oglądanie "Haikyuu!"
    Tak. Wygrałaś konkurs normalnie! Myślę, że zrobię z ONYCH zmiennokształtnych energetycznych. Używając swojej energii będą się zmieniać kotosyreny... :* To jest to.
    Ale obiecuję, że sporo wyjaśnia się w następnym rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń

Kto patrzy, ten widzi