No dobrze! Gotowe! Poprawione! Czytałam kilka razy, więcej już nie chcę. Nie każcie mi ;) Radujcie się i enjoycie.
*************************###############**************************
Otwieram nagle oczy. Moje serce bije jak szalone, więc zrywam się na równe nogi. Coś ląduje z hukiem na ziemi- to książka. Biorę głęboki oddech. No tak. Przysnęłam, czytając książkę. Podnoszę ją z ziemi i siadam z powrotem na kanapie. Próbuje się uspokoić, chociaż to nie jest łatwe. To był tylko sen, tylko sen- powtarzam sobie w myślach. Znowu przysnęłam, czytając. Przecieram dłonią twarz i wciąż widzę... Tamte oczy, a w nich swoje własne, przerażone odbicie i nóż przy moim gardle. Ostatnio ten widok nawiedza mnie coraz częściej. Tylko nie wiem, dlaczego. Od tamtego czasu minęły już 4 lata, więc dlaczego czuję się tak bardzo przerażona? Może to przemęczenie. Ostatnio nie sypiam najlepiej. Właściwie, prawie wcale. Jedynie w ciągu dnia zdarza mi się uciąć sobie drzemkę, ale wtedy znów widzę tamte oczy. Czuję się, jakby coś złego miało się wydarzyć. Coś się zbliża, tylko co? Próbuję odgonić od siebie złe myśli. Zrobiłam już wszystko, co mogłam, by uniknąć kłopotów. Dlatego teraz żyję samotnie. No... Względnie samotnie.
Głośny dźwięk gitary basowej wyrywa mnie z zamyślenia, a bicie mojego serca znów przyspiesza. No tak. To mój telefon. Chyba muszę zmienić dzwonek, bo kiedyś dostanę zawału. Nie boje się śmierci. Ona i tak mnie już nie dotyczy. Jednak wciąż nie dotrzymałam obietnicy. Nie spełniłam JEJ życzenia.
Wyciągam leniwie dłoń w stronę stolika i chwytam leżący na nim telefon. Patrzę na numer, który się wyświetla i naciskam zieloną słuchawkę.
-Słucham- mówię ochrypłym głosem, więc próbuję
odchrząknąć.
-Lucy, obudziłam cię?- rozległo się po drugiej
stronie słuchawki.
-Nie. Obudziłam się właśnie chwilę temu. Coś się
stało?
-A co się miało stać? Nie mogę już zadzwonić do
swojej ukochanej córeczki?
-Mamo, ile według ciebie zmieniło się od wczoraj?-
śmieję się, chociaż jest to wyraźnie wymuszone. Szybko, więc milknę.
-Po prostu ciężko mi się przyzwyczaić, że cie nie
ma. W domu jest teraz tak pusto.
-Ja też tęsknie, ale wiesz, że to musiało się w
końcu stać. Jestem teraz na studiach. Na razie nikogo tu nie znam, ale podoba
mi się to miasto.
-No i to mnie martwi.
-Że mi się tu podoba?
-Minął już miesiąc, a ty wciąż nie masz przyjaciół-
mówi cicho moja mama. Wiem, że się o
mnie martwi.- Nie możesz ciągle siedzieć sama.
-Wiem, wiem. Pracuję nad tym, więc przestań już. Poradzę
sobie. Właściwie to umówiłam się dzisiaj na piwo z dziewczynami z mojego roku-
oznajmiam entuzjastycznie, a w myślach klnę soczyście. Nie lubię jej okłamywać,
ale jeśli to jedyny sposób, żeby przestała się martwić, nie mam innego
wyjścia.- Tak, więc będę już kończyć. Muszę się zacząć szykować, bo się
spóźnię. Zadzwonię do ciebie jutro, żeby zdać ci relację. W porządku?
-No dobrze. To do jutra, skarbie.
-Tak, tak… Też cię kocham, mamo.
Naciskam czerwoną słuchawkę i wreszcie mogę
odetchnąć z ulgą. Tęsknie za nią. Niech to szlag. Ale nie mogę. Wiem. To moja
wina, że się od niej odsunęłam. Może przesadzam, bo teraz potrafię doskonale
się maskować. To, czego się boje to, jej miłość, jej ciepło. Gdybym znowu
pozwoliła jej być tak blisko, jak kiedyś, prawdopodobnie nie wytrzymałabym.
Wygadałabym się zwyczajnie. Tak ciężko mi ją okłamywać. Dlatego łatwiej mi,
kiedy jest daleko. Gdy nie widzę jej twarzy, nie patrzę jej w oczy. Nie czuję
aż takiego wstydu. Nie muszę wtedy przypominać sobie, że jestem bestią. To naprawdę
boli. Nigdy nie czułam się specjalnie winna za to, co się stało. Chociaż
wszystko to było moją winą. Ludzie jednak widzą to inaczej. Nie boją się nowiu,
pełni, zmian fazy księżyca. Oni boją się nocy. Każdej, niezmiennie, od lat, a
nawet stuleci. Gdy zapada zmrok, w ciemności czają się cienie. To ich każdy się
obawia. Nikt nie mówi o tym głośno. Nikt nie wie jak z tym walczyć. Ludzie
zamykają po zmroku drzwi i okna, jakby to miało ich uchronić. Prawda jest
jednak przykra, nie ma dla nich ratunku. Nie pomogą im żadne mury. Nie nadają
się żadne kryjówki. Nie ma żadnej obrony.
Podchodzę do okna, kładę dłoń na szybie i wzdycham.
Słońce zachodzi już za horyzontem, niedługo zapadnie zmrok. Przecieram palcami
po brudnej szybie.
-Muszę je wreszcie umyć- mruczę z niezadowoleniem.
Powinnam uwinąć się do zmroku, więc szybkim krokiem
przemierzam metry kwadratowe swojego małego królestwa. Własnego skrawka chaosu.
Niemal wpadam na szafkę i wyciągam z niej środki czyszczące i ścierkę. Wracam
do pokoju i zabieram się za mycie okna. Co prawda tylko tego, bo jest przy
balkonie, a ja lubię oglądać przez nie zachód słońca, czekając aż nadejdzie
noc. Zamaszystymi ruchami przecieram
szkło. Już po chwili widać wyraźny efekt. Szyba w drzwiach balkonowych również
poddaje się mojej woli i już chwilę później lśni czystością.
-No! Niezła robota- stwierdzam z uznaniem.
Wychodzę na balkon, by wyczyścić także drugą stronę.
Kątem oka widzę, jak sąsiadka, starsza kobieta, nerwowo wygląda przez okno.
Chylę głowę, szepcząc „dzień dobry”. Wreszcie otwiera okno.
-Niedługo będzie ciemno, więc lepiej wracaj do
środka- mówi cicho.- Dokończysz jutro.
-Już prawie gotowe, ale dziękuję za troskę-
odpowiadam z uśmiechem i przyspieszam cały proces czyszczenia.
Udaję przejętą ostrzeżeniem, więc czym prędzej
wracam do środka i zamykam wszystkie drzwi i okna. Zasłaniam je żaluzjami i
dopiero wtedy chowam wszystkie przybory z powrotem do szafki. Tej nocy chyba
nici ze spaceru. Sąsiadka bacznie obserwuje, a ja nie chcę, by nabrała
podejrzeń. Denerwuje mnie mieszkanie w bloku, ale nie mam innego wyjścia. Wiem,
że powinnam się cieszyć. Przynajmniej mieszkam sama. Włączam radio, by
zagłuszyć rozmowę sąsiadów. Niech wiedzą, że tu jestem. Rozsiadam się wygodnie
na kanapie. Dopijam zimną już herbatę i ziewam. Nie wolno mi spać. Nie chcę
znów widzieć tych oczu. Trzęsę się na samą myśl, chociaż nie jestem już tą samą
osobą, co kiedyś. Nigdy już nie będę. Wtedy jednak byłam jeszcze… Wtedy byłam.
Nic zatem dziwnego, że te wspomnienia są dla mnie tak wstrząsające. Wzdycham z
irytacją. Ile można czekać. Chcę, by za oknem było już ciemno.
Nim zdążę się zorientować, krążę nerwowo po pokoju,
wzdychając raz za razem. Czuję, że od tego wszystkiego zaschło mi w buzi. Z
lekko obrażoną miną maszeruję do kuchni, żeby napić się wody.
-Niech to!- burzę się, widząc pustą butelkę i dodaje
spokojniej.- No i masz… Znowu zapomniałam kupić nową zgrzewkę. O tej porze
sklepy już pozamykane. Niech to, niech to, niech to- warczę.
Jestem wściekła, ale nie z powodu wody. Zwyczajnie
się niecierpliwię. Chcąc ostudzić swój zapał nalewam do szklanki wody z kranu i
opróżniam całość za jednym zamachem. Z lekkim szczęknięciem odstawiam szklankę
na blat stołu, łapiąc oddech.
Muzyka lecąca z radia bardzo szybko zaczyna mnie
nudzić. Dłuższą chwilę rozbijam się po salonie w poszukiwaniu płyty. Oczywiście
jest na samym dnie ostatniej szuflady, którą sprawdzam. Włączam odtwarzacz CD,
a w głośnikach rozbrzmiewa Intro Królestwa. Stanowczo nie nazwałabym tego
muzyką, gdyż przypomina raczej dźwięk trąbek 4 jeźdźców apokalipsy biblijnej,
które oznajmiają, że anioł śmierci i zniszczenia zstąpił na ziemię. Gdyby miał
nadejść koniec świata, właśnie coś takiego byśmy usłyszeli. Ale przecież…
„Innego końca świata nie będzie.”- Jak to powiedział Czesław Miłosz w jednym ze
swoich utworów.
Gdy płyta przewija się, by zacząć odtwarzanie od
nowa, jest już ciemno. Nie wyłączam odtwarzacza, a jedynie ściszam nieco
muzykę, by nie przeszkadzała sąsiadom w czasie ciszy nocnej. Otwieram szafę i
wyciągam bluzę, po czym zarzucam ją sobie na ramiona i naciągam kaptur na
głowę.
***
Starsza kobieta podejrzliwie spoglądała przez
wizjer. Słyszała niepokojący hałas z mieszkania obok. Nie zatuszowała go nawet
muzyka. Myśl, która zrodziła się w jej głowie, była zatrważająca. Coś mogło się
tam przecież stać. Coś bardzo złego. Tuż za ścianą. Dlatego obserwowała klatkę
schodową, a jej małżonek, starszy, sympatyczny jegomość, wyglądał ostrożnie
przez balkonowe okno. Oboje modlili się żarliwie w obawie, iż spełni się ich
przeczucie. Nagle drzwi jakby zaskrzypiały. Kobieta wytężyła wzrok ,
poprawiwszy okulary, które miała na nosie. Sąsiednie drzwi wciąż były
zamknięte, ale przecież się nie przesłyszała. Wtedy zapaliło się światło z wbudowanym
czujnikiem na ruch. Ktoś musiał tamtędy przechodzić, ale nikogo nie było w
zasięgu wzroku. Nie. Coś jednak było stanowczo nie tak. Drzwiczki dla zwierząt,
które zamontowali poprzedni właściciele, wciąż się chybotały. Kobieta zadrżała,
gdy ciarki przeszły jej po plecach. Przerażenie malowało się na jej twarzy, a w
oczach zagościł strach. Gdy coś czarnego mignęło przed jej oczami, ledwo
zdążyła zasłonić usta, by nie wydobył się z nich krzyk.
Nagle uśmiechnęła się rozbawiona , aż zaczęła się
śmiać. Po klatce schodowej harcował czarny kot z białym kołnierzykiem. Kobieta
odetchnęła z ulgą.
-To tylko kot- mruknęła i poszła poinformować
małżonka o swoim odkryciu.
Tymczasem kot przycupnął na skraju schodów i
spojrzał na drzwi, za którymi jeszcze chwilę temu stała starsza pani. Nie
zwlekając jednak dłużej, radośnie pomknął w stronę wyjścia.
***
Wreszcie wydostałam się z domu, ruszam, więc przed
siebie, skryta w mroku nocy. Idę radośnie, stawiając krok, za krokiem.
Uśmiecham się tak szeroko, że obawiam się, iż pęknie mi skórka na twarzy.
Szczerzę się, pełną gębą, do ciemności, do księżyca, do gwiazd, które święcą
jasno na ciemnym teraz nieboskłonie. Ledwo powstrzymuje się od radosnego, lekko
szaleńczego śmiechu. Czuję się dobrze, wręcz wyśmienicie. Czuję się wolna!
Czuję się kompletna! Czuję się tak potężna, wszechmocna i niezłomna.
Niepokonana. Czuję się szczęśliwa! Cholernie szczęśliwa, chociaż zgrzeszyłam
chęcią do życia. I może właśnie dlatego, że złamałam zasady, wyszłam poza ramy
człowieczeństwa… Może właśnie dlatego świat wydaje się tak piękny, niezwykły i
nieskalany. Czy ja już oszalałam, czy w ciemności odnalazłam sens własnego
istnienia?
- Jest już ciemnooo, ale… Wszystkoooo jednooo-
śpiewam radośnie. W końcu milknę, zatrzymując się w pół kroku.- To na pewno tak
leciało?- pytam. Nikt mi jednak nie odpowiada. Otacza mnie tylko ciemność i
cisza, więc niezrażona idę dalej. Wyciągam z kieszeni moją mp3 i włączam
przycisk odtwarzania. Zakładam słuchawki na uszy. -As we Dance with the devil
tonight- wyję wesoło, wtórując piosence.
Wskakuję na murek i wyciągnąwszy ręce na boki.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że znajduję się wysoko nad ziemią. Powoli
przesuwam stopę nad liną, robiąc pierwszy krok. Po widowni przechodzi szmer
przerażenia i zachwytu. Nie ma przecież żadnych zabezpieczeń, a ja mknę
niezrażona. Bez problemu utrzymuję równowagę i docieram na drugi koniec. Wtedy
zeskakuję z murku, otwierając oczy. Uśmiecham się i robię teatralny ukłon do
niewidzialnych widzów.
Gdy wychodzę spod prysznica, owijam się ręcznikiem i
drepczę do pokoju. Znowu zapomniałam ubrań. Przez zaciągnięte żaluzje wpadają
pierwsze promienie wschodzącego słońca. Już świta. Idę, więc do kuchni, by
przyszykować jakieś śniadanie. Jednak z przykrością stwierdzam, że nie jestem
głodna. Toteż wstawiam wodę na coś do picia. Szperam przez chwilę w szafce w
poszukiwaniu herbaty. Ku mojej uciesze, natrafiam dłonią na puszkę, w której
spodziewam się znaleźć to, czego szukam. Jest podejrzanie lekka, na szczęście w
środku wciąż znajduje się jeszcze kilka torebek.
-Jest dobrze. Będzie herbata- mruczę do siebie z
zadowoleniem. Wsypuję do kubka resztę cukru prosto z cukierniczki i wzdycham.
Szafki świecą pustkami.- Przydałaby się jakaś gosposia- stwierdzam smutno, bo
wiem, że żyję w chaosie, którego nawet ja czasem nie potrafię pojąć.
Kocham swój chaos, jednak okupuję go brakiem
sensownego pożywienia. Każdego dnia modlę się, by moja mama nie wpadła z
niezapowiedzianą wizytą. Przecież wiem, że jestem nieprzystosowana do życia.
Z każdą chwilą jestem coraz bardziej senna, ale pora
już wychodzić. Dość szybko udaje mi się dotrzeć do głównego budynku mojej
uczelni. Wciąż jest trochę czasu, nim zacznie się wykład. Sala jest jeszcze
niemal pusta. Siadam w ostatnim rzędzie tuż pod ścianą. Gdy pomieszczenie się zapełni,
będę mogła wreszcie iść spać. Wśród ludzi śpi mi się lepiej. Nie mam wtedy
koszmarów. W ogóle rzadko coś mi się śni. Bardzo rzadko, jest tak już od 4 lat.
No tak… Umbra mówiła mi, że tak będzie. W okresie, gdy jeszcze mogłam usłyszeć
jej głos, opowiedziała mi wiele rzeczy. Trwało to przez jakieś pół roku.
Rozmawiałyśmy coraz mniej i mniej, aż w końcu umilkła. Obiecała jednak, że
kiedyś usłyszę ją ponownie, gdy nadejdzie czas, bym dotrzymała obietnicy i
spełniła jej życzenie.
Nigdy nie poznałam jej prawdziwego imienia. Dlatego
właśnie nazwałam ją Umbra, co z łacińskiego znaczy „cień”. Imię dość adekwatne
do jej istoty. Umbrze natomiast to nadane przeze mnie imię chyba nie
przeszkadzało. Nigdy, bowiem, nie protestowała. Ja zaś czułam się lepiej, mogąc
się jakoś do niej zwracać. Nie chciałam, by na zawsze pozostała dla mnie
bezimienna. Umbra nie lubiła o sobie mówić. Tak przynajmniej wywnioskowałam z
jej reakcji, a raczej wymownego milczenia, kiedy pytałam o coś osobistego. Nie
wiedziałam o niej prawie nic. Domyśliłam się jedynie, że musiała być niewiele
starsza ode mnie. Tak uważałam, słuchając jej głosu. Może dlatego uznała, że
będę w stanie spełnić jej życzenie. Tak, czy siak, zgodziła się mi pomóc, a
może zwyczajnie zlitowała się nad żałosną dziewczyną, kurczowo trzymającą się
swojego życia. Pozostaje mi zgadywać, co nią kierowało. W efekcie uratowała
mnie i to mi wystarcza.
Sala powoli się zapełnia, a ja opierając się na
łokciach, z palcami złożonymi w „piramidkę” bacznie obserwuję ludzi. Bez
konkretnego powodu. Tak po prostu. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie,
że jest to swego rodzaju hobby. Z zadowoleniem stwierdzam, że nikt nie zwrócił
na mnie specjalnej uwagi. Ot, kolejna, zwykła dziewczyna. Niczym się przecież
nie wyróżniam. Tak, więc jestem zwyczajna. Jestem? Nie jestem. Nie wiem-nie
sądzę. Kiedyś byłam, ale to dawne dzieje. Teraz, gdy patrzę wstecz, zastanawiam
się... Lecz jestem grzesznym stworzeniem. Jeszcze człowiekiem, a już bestią.
Nie potworem. Bestią. Po części cieniem. Tak. Cieniem człowieka. Ale nie
żałuję. Nie teraz. Kiedyś przyjdzie dzień zapłaty, ale jeszcze nie nadszedł. To
nic, bo nie lękam się dnia sądu. Ja znam prawdę, patrzę w ciemność i widzę.
Widzę cienie tańczące w mroku, ponieważ pochodzę z czeluści chaosu, który jest mi
domem, ostoją, przystanią. Chaos jest moim azylem.
Ziewam przeciągle
i opieram się o ścianę. Naciągam na głowę kaptur i zamykam oczy. Chcę
spać. Wreszcie mogę, bo wykładowca właśnie zaczyna swój wykład.
-Hej- słyszę czyjś głos i z niezadowoleniem podnoszę
wzrok.- Zawsze śpisz na wykładach. Wszystko w porządku? Co ty robisz w nocy?
Dziewczyna, która siedzi obok mnie, uśmiecha się
lekko. Wygląda znajomo, lecz mój mózg domaga się snu i nie chce skojarzyć
twarzy.
-Tak. Wszystko w porządku.
-A może jesteś jedną z nich?- żartuje dziewczyna,
ale w napięciu czeka na moją reakcję. Patrzę na nią przez chwilę i przechylam
głowę na bok.
-Z nich?- dziwię się.
-No wiesz. Z NICH…
*************************###############**************************
Pisząc fragment na klatce schodowej, ktoś mnie
szturchnął w ramię ( bo de facto pisałam to w miejscu, w sumie, publicznym) i
myślałam, że sama dostanę zawału. >.<
I właściwie miałam ochotę napisać, że Lucinda
spierdzieliła z tego murka. Kurde. Zaczynam żałować.
oh, oh, oh! To ma być 5 stron? Mało. Stanowczo za mało! A Lucy to kot, czy ma kota? Mów. A z murka mogłabyś ją zrzucić, ale zepsułabyś klimat. No weź. I kim są oni? Znaczy "z nich"!?
OdpowiedzUsuńmwahahah, wyśmienite zakończenie, w sam raz ażeby mnie wkurwic i zadowolić moje żądze zarazem <3 :D ta, to juz wiemy, że cien, to teraz sie bedziemy zastanawiam wa da fak jakich NICH. Ahahaha, sprrrytnie, Trrrrris, sprytnie. Sprobuj zeby ten urlop trwał za długo, to wiesz, ja Cie znajde, mam w tym wprawe i dlugowieczne doswiadczenie ;D
OdpowiedzUsuńEy, dziewczyno, nie mogę oderwać wzroku. Wiesz jak to jest jak sie czasem ksiazke czyta i hop do nastepnego akapitu i znowu hop, do kolejnego, wzrok sie slizga, mozg nie ugrzązł w historii.
NO ALE NIE TUTAJ. Z ręką na wilczym sercu - wzroku nie sposób oderwać, uwagi rowniez, chociaz na tvnie mi oron mojego mana puszczaja! Nie, nawet stark zniknął. Matko bosko dobrze ze bleachw w telewizji publicznej nie puszczaja bo gdyby tam szosty wystepowal a ja bym tak konkretnie zlała to by teraz pewno miala wpierdol nieziemski. Takze to juz ustalilismy, co jeszcze, a brakowało mi ogonkow w kilku miejsca w 'e', taki szczegol (tam kiedy kilka zdan sie zaczynalo od Czuję) NEVERMIND.
Co jest nie zwykle, że ciężko ocenić czy ta historia będzie niezwykla w sensie jakies paranormalne zjawiska (obstawiam ze tak) czy zwykla, opowiadajaca o studentce, ktora jak sama sie okresla jest nieprzystosowana do zycia. Na razie niczego nie mowisz wprost i to jest jak miejsce, ktore swedzi, ale do ktorego nie mozna dosiegnac, zeby sie podrapac, och, to dobrze swiadczy, przynajmniej na wilcze schematy no nie, rozumiesz, moje kryteria oceniania rzeczy sa dosc zawiłe ;D Nie ma tam tradycyjnie "lubie" "nie lubie" "jara" nie jara" ;D znowu wpadlam w slowotok w sobie tylko znanym jezyku, PRZYWYKNIJ bo bedzie mi sie to u Cb , z tego co czuje, zdarzac nagminnie :D
Ale!! Bo sie zgubilam sam! No! Ja nie widzę opcji zeby sie okazalo ze np dziewczyna ma cos nierowno i cien ukazuje sie jej schizofrenicznej duszy. Ale to jest piekne, ze tego nie ma wprost! No wyobraznia szaleja, jak widzisz! Ta nocna podroz! Z jakiego powodu ona czerpala tyle radosci, nagle z markotnej dziewczyny stala sie pelna zycia, oddychala noca (pelnia, pelnia, nowie! och, ja bardzo zwracam uwage na noc. ja bardzo sie lubuje w gapieniu na ksiezyc. ja mam dni plodne podczas pelni! ;D) i ten kot, no podejrzane, ale zawsze mnie zastanawia kwestia ubran, no bo ubrala przed tym bluze, czy transformacja mogla dokonac sie wraz z ubraniami? czy ubrania nadaja kolor sierci? gdyby miala bluze niebieska czy kot bylby niebieski? Jestem ciekawa na ile z tych pytan juz znasz odpowiedz, bo pisalas, ze tworzy sie hitoria dopiero, wiem! Aaaaaale pozera mnie ciekawosc! i to jedna z NICH, waaaaaa, ile ten urlop niby bedzie trwal?! wgl u kogo ty wnisoek o urlop skladalas, kto ten wniosek widzial i podpisal, na urlop wyslal???? he?!
Mwaaaa. Jak zwykle chaotyczna (i to nie jestem pewna czy w dobrym tego slowa znaczeniu) Wilczy życzy Ci krrrrótkiego urrrlopu ;D ;*
TAK, to te obserwowane! <3 jestes zwyciezca :D
OdpowiedzUsuńA taki widzisz miałam zamiar, żeby Cie zadowolić, ale nie ma tak łatwo :P
OdpowiedzUsuńPozjadane literki to, już jutro, bo zaraz idę spać. Chociaż nie jestem śpiąca, ale brak mi coś weny.
Kocham Twoje porównanie o swędzącym miejscu <3 Love dla Ciebie Wilczy.
Jeśli chodzi o kota, a to się zastanawiaj. Albo nie nie zastanawiaj, tylko na drogę i dust pisz dalej! Ale wiesz, znaczy, są rzeczy, które ja wiem, ale też nie wiem. Powiem Ci, że jest totalne improwizejszyn i muszę porządnie przemyśleć, co mi tam nawypisywałaś >.< I się zastanowić. Chociaż ideologię kota już generalnie mam. I teraz tak mnie cholercia, kusi, żeby Ci taki kawał wyciąć, co do tej historii, ale nie. Nie zmienię zamysłu. Aż tak genialna chyba nie jestem, żeby aż tak sobie życie utrudnić.
A mój urlop polega na powrocie na łono rodziny, natury. Polska wieś mlekiem i miodem płynąca, a potrwa to to do wtorku. Ale coś już wyliniłam. No stronka już jest jedna, więc zobaczymy.