Tablica ogłoszeń

Jeśli za mną tęsknicie, w linkach można znaleźć moje pozostałe blogi. Nowsze i lepsze.

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!




Co mojego autorstwa chcielibyście przeczytać po zakończeniu szeptu?

piątek, 18 września 2015

Szept 25 ~ Czarny pies.

 Najpierw chciałam to trochę opóźnić, przeciągnąć, bo powoli zbliżamy się ku końcowi. Z drugiej jednak strony przez ten miesiąc, gdy nie miałam czasu i tak byłoby już kilak notek, więc ta będzie przeprosinowo- gratisowa. A co, znajcie moją łaskę ;) A tak na serio. Nie, no trzeba kończyć, nie cudować i powoli brać się za szykowanie Legendy Nigmet, która nieznacznym poparciem, ale wygrała ankietę, oczywiście nie pominę reszty głosów i po Legendzie Nigmet lub gdzieś w trakcie dołączy kolejna historia z ankiety, ale to jeszcze trochę. Zbyt dalekosiężne plany. Niemniej powoli biorę się za szatę graficzną Legendy Nigmet no i za przygotowywanie akcji. Pierwotnie była to historia długości książki, ale w międzyczasie tak zwanym doszło parę pomysłów i historia się rozrasta. A teraz zapraszam do lektury 25 rozdziału. Enjoycie!

***

Jesteśmy coraz bliżej. Amy wciąż jest nieświadoma tego, co za chwilę się stanie. Może nawet jest mi jej trochę żal. Jednak niezależnie od wszystkiego zamierzam doprowadzić swój plan do końca. Nie cofnę się. Mimo jakże jasnej nocy, rozświetlonej okrągłą tarczą księżyca, powoli pochłania nas mrok. Specjalnie wybrałam tą drogę i tamto miejsce. Mają tutaj szczególne znaczenie. A ciemność maskuje paskudny uśmiech, którego nie potrafię już powstrzymać. Czy ja już oszalałam?
Wreszcie wychodzimy na ostatnią prostą i w oddali już widzę miejsce docelowe, przemierzamy ostatnie metry spowite mrokiem i wreszcie znajdujemy się w zaułku, tej nocy jednak dobrze oświetlonym przez światło księżyca w pełni.
-Chyba trochę zbłądziłyśmy - stwierdza Amy i spogląda na mnie.
-Ależ skąd - odpowiadam spokojnie. - Od początku chciałam cię tu przyprowadzić.
-Co?
Amy wyraźnie nie rozumie, co mam na myśli, ale nie zamierzam tego już ukrywać. Przyszła pora by zrobić kolejny krok. Uśmiecham się od ucha do ucha i wpatruję się prosto w jej oczy.
-Chyba nie zapomniałaś?
-O czym? - Obserwuję jak zmienia się wyraz jej twarzy. Zaskoczenie i dezorientacja ustępują miejsca zrozumieniu, a nawet nucie przerażenia. - Po twojej minie zgaduję, że powoli kojarzysz fakty.
-Lucy, o czym ty mówisz?
-O czym? Naprawdę nie wiesz?
-Nie.
-Przecież to miejsce ma kluczowe znaczenie dla naszej, jak to nazwałaś... Przyjaźni - mówię.
-Nie rozumiem.
-Rozumiesz. Ile jeszcze będziesz udawać? Czy może robiłaś to tak wiele razy, że już nie pamiętasz?
-Lucy?
-Ja pamiętam tamtą noc doskonale. Przyznam szczerze, że długo udało ci się mnie wodzić za noc. Vincent też nie chciał mi nic powiedzieć, ale naprawdę sądziłaś, że nie mam żadnych podejrzeń?
-Ja naprawdę nie mam pojęcia o co ci chodzi. Lucy przerażasz mnie.
-Przestań udawać, Amy. Proszę cię - mruczę zniesmaczona. - To zaczyna się robić żałosne.
-Mówię poważnie... - odpowiada błagalnym głosem.
-Skończ! - warczę rozeźlona. - Mam ci przypomnieć? Jak mnie tu zapędziłaś? A może odegramy tą scenę ponownie, ale tym razem to ja zagram czarnego psa?
-Lucy...
-Dobrze wiem, że to byłaś ty. Nie wiem, dlaczego sobie mnie upatrzyłaś. Może wtedy na wykładach, a może też widziałaś mnie już wcześniej w nocy. Obserwowałaś, wybrałaś dobry moment i... Byłoby po mnie gdyby nie Vincent. Świetnie się bawiłaś, polując na mnie, co nie? Vince trochę ci przeszkadzał, ale ostatecznie i tak parę razy jeszcze próbowałaś. Byle chociaż napędzić mi stracha a potem... khh.... - teatralnie przejeżdżam palcem po szyi. - Czyż nie taki był plan? Czarny psie?
-Lucy, to nie jest śmieszne.
-Nadal udajesz, że nic nie wiesz o cieniach i półcieniach?
-Nie. To nie tak. Dobrze wiem o czym mówisz. Posłuchaj mnie.
-Zamieniam się w słuch, ale masz niezbyt wiele czasu - oznajmiam.
-Wszystko źle zrozumiałaś. Dałaś się omamić. To był on. Czarny pies to Vincent. Dałaś się oszukać. To on zaatakował cię tamtej nocy. Ale to prawda, że też jestem półcieniem. Wiedziałam, że Vincent jest Czarnym psem. To fakt. Milczałam. To też prawda. Ale do licha nie mogłaś wiedzieć. Nie przewidziałam tego, że się w nim zakochasz. A on od początku pociągał za sznurki.
-Chcesz powiedzieć, że to Vincent jest Czarnym psem i że to on próbował mnie zabić?
-Tak.
-Jesteś moją przyjaciółką, chciałam cię chronić, uwierz mi pro...
-Czas się skończył - syczę. - Słabo, naprawdę mnie rozczarowałaś. Sądziłam, że wymyślisz coś bardziej ambitnego.
-Lucy...
-Naprawdę myślisz, że jestem aż tak głupia? Twój pomysł nie był zły, ale... To Vincent zawsze pojawiał się obok, gdy miałam kłopoty. Czarny pies, był wtedy w innym miejscu. Wtedy w knajpie, nagle się pojawił. Vincent też tam przyszedł, więc to nie mógł być on. Za to byłaś ty. Zrobiło się ciemno, a ty zniknęłaś mi z pola widzenia. Zamiast tego niebezpiecznie blisko pojawił się Czarny pies. Oh... Nie zapomnę tych dreszczy i przerażenia. To nie mógł być nikt inny, więc nie wmawiaj mi z łaski swojej takich głupot, rozumiesz? I co? Nie masz nic do powiedzenia?
-Nie.
-Zapomniałaś się dziś trochę. Nie doceniłaś mnie i dałaś się wyciągnąć podczas pełni. Musisz być doskonale świadoma mojej przewagi, skoro tak rozpaczliwie starałaś się mnie przekonać, że jesteś po mojej stronie.
-Lucy to nie...
-Daruj sobie. Proszę. Zresztą mamy mało czasu.
-Dlaczego mało?
-Jeszcze się nie zorientowałaś? Naprawdę masz dziś przytępione zmysły, bo ja czuję go już z daleka.
-Ty chyba nie...
-Ależ tak. Max już tu do nas zmierza. A ja nie zamierzam pozwolić ci uciec.
-Lucy, ty oszalałaś!
-Może - przyznaję, uśmiechając się lekko.
Taki właśnie był plan. Amy już wie, w jakiej jest sytuacji. Teraz muszę tylko wyłożyć karty na stół, przedstawić jej propozycję. Od niej zależy, jak sprawy się dalej potoczą. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam się domyślać, że coś jest nie tak. Jakieś przeczucie w sprawie Amy zrodziło się we mnie chyba wtedy po spotkaniu z Czarnym psem wtedy w knajpie, ale to do mnie nie docierało. Z czasem, powoli, zaczęłam kojarzyć fakty i gdy ocknęłam się po tygodniu ciemności wszystko stało się jasne. Cała prawda uderzyła mnie niczym spadająca na głowę dachówka. Ale wtedy stałam już w centrum chaosu.
-Tak czy siak - mówię wciąż bardzo spokojnie. - W tym momencie nie masz już dokąd uciec.
-Lucy, porozmawiajmy...
-Rozmawiamy.
-Możemy się jeszcze dogadać.
-To słuchaj co mówię!
-Dobrze...
-W tym tempie za chwilę zjawi się tu Max. Dobrze wiem, że oboje na mnie polujecie, ale z jakiegoś powodu woli zabić mnie osobiście. Więc z całą pewnością będzie wolał najpierw pozbyć się ciebie, a ja nie kiwnę palcem. Ba... Może mu nawet pomogę? Chyba że! Powiesz mi, co się wtedy stało i gdzie jest Vincent i pomożesz mi pokonać Maxa. Razem jesteśmy w stanie to zrobić bez większego problemu. To... Co wybierasz?
-Zgoda. I tak nie mam innego wyjścia, no nie?
-Wybór jest zawsze.
-Wolę jeszcze pożyć. Dzięki.
-Liczyłam na to, że wybierzesz rozsądnie.
-Ale jestem pod wrażeniem... Masz rację, że cię nie doceniłam.
-Daruj sobie te komplementy - syczę. - Mów w te pędy, co się wtedy stało. Co się w ogóle działo.
-Vincent zorientował się, że to ja i zagroził mi, żebym zostawiła cię w spokoju. Był silniejszy... Więc się zgodziłam. Wtedy doszedł jeszcze problem Maxa. Zgadaliśmy się z Vincentem, żeby pozbyć się go najpierw, a potem załatwić sprawę między sobą. Ale Max się zreflektował i kiedy byliście razem poszedł do was. Prawdopodobnie nie sam... Tak przynajmniej zrozumiałam, ale nie mam pojęcia kto z nim był. Ma do ciebie jakiś osobisty uraz, więc nie odpuści.
-Pewnie nie wiesz jaki?
-Nie wiem.
-A dlaczego zamroczyło mnie aż na tydzień.
-To prawdopodobnie twój cień. Dało się zauważyć, że dobrze się dogadujecie. Zrobił to, żeby cię chronić, przejął nad tobą kontrolę i chronił cię.
-Zmusił mnie do ucieczki i szlajania się przez tydzień?
-Tak. W tym czasie Vincent zmierzył się z Maxem.
-Z jakim skutkiem? Co z Vincentem? - pytam.
-Vincentowi nic nie jest. Ma parę zadrapań. Wycofał się w cień, by zebrać siły. Dzwonił do mnie, żebym miała na ciebie oko. Dlatego zgodziłam się wyjść na to piwo, nie sądziłam, że to pułapka. Maxowi też się oberwało. Na pewno jeszcze nie odzyskał pełni sił, więc dziś mamy razem szansę... Ale jesteś pewna, że tego chcesz?
-Rozumiem mam się poddać i zginąć, czy masz jakiś genialny plan?
-Uciec. Jeszcze możemy uciec.
-I tak nas dopadnie. Zresztą nie zamierzam uciekać. Już nie.
-Lucy! Vincent nie tylko chciał cię chronić przed nami, ale też przed samą sobą.
-Nie ma takiej potrzeby.
-On nie chciał, byś zrobiła coś głupiego... Chciał sam spełnić życzenie twojego cienia, żebyś mogła się od niego uwolnić. Żeby twoje ręce nie splamiły się krwią.
Wiedziałam... Wiedziałam, że Vincent cały czas mnie chroni. Nie chcę tego zaprzepaścić, ale on jest dla mnie ważniejszy. Nie cofnę się. Już nie.
-Już za późno. To już postanowione. Dopadniemy Maxa i dowiemy się dlaczego na mnie poluje. Potem zabierzesz mnie do Vincenta. Jasne?
-Mogę do niego natychmiast zadzwonić, jeśli tylko zgodzisz się, żebyśmy uciekły Maxowi. Zabiorę cię tam.
-Boisz się Amy... Boisz się ryzykować i chcesz, żeby Vincent nam pomógł - zauważam z niezadowoleniem. - Ale to ci się nie uda. Załatwię to sama, a ty nie masz specjalnego wyboru jak mi pomóc. Nie pozwolę ci uciec, więc wybieraj! Pomożesz mi po dobroci, czy zginiesz z rąk Maxa.
-Dobra! Nie będę się z tobą kłócić. Pomogę, jasne?
-To chciałam usłyszeć.
-Ale dlaczego tak się uparłaś.
-Nie chcę ciągle stać z boku i przyglądać się wszystkiemu. Max chce mnie dopaść, więc wyjdę mu naprzeciw.
-To szaleństwo.
-Może... Ale nigdy nie mówiłam, że jestem normalna. Ja po prostu lubię panować nad chaosem - śmieję się. - Chociaż przyznam szczerze, że nieco mnie rozczarowałaś.... Doprawdy sądziłam, że po tym wszystkim będziesz bardziej bojowo nastawiona.
-Mówią: mierz siły na zamiary. Mamy tylko niewielką przewagę nad Maxem o ile w ogóle.
-To wystarczy. Wciąż mam jeszcze parę asów w rękawie - oznajmiam ze stoickim spokojem i podchodzę do Amy. - Nie waż się wyciąć jakiegoś numeru - mówię chłodno. - Tej nocy nie cofnę się przed niczym. 
-Wiesz, jakoś nie widzi mi się przegrana z Maxem.
-Mi też nie.
-No, to musimy wygrać, Lucy.
-Łatwo się zgodziłaś. Mam się martwić?
-Nie powinnaś się cieszyć?
-Cóż... Myślałam, że osoba kryjąca się jako Czarny pies, jest bardziej drapieżna.
-Max jeszcze nie przyszedł.
-Rozumiem, że dopiero pokażesz kły?
-Dokładnie. Poza tym, darze cię jednak sympatią. Nadal uważam nas za przyjaciółki.
-Dość ciekawe wyznanie w takich okolicznościach - śmieję się.
-Nie uważasz, że jesteśmy poniekąd podobne? Chociaż z drugiej strony zupełnie różne.
-Różne. Ale masz rację, że czasem widzę sama pewne podobieństwo - przyznaję, uśmiechając się półgębkiem.
Jestem nieco rozbawiona rozwojem wydarzeń.
-Więc sama widzisz.
-To jak już sobie tak gawędzimy... Dlaczego na mnie polowałaś? Serio. Tak z czystej ciekawości.
-Wiem, jestem pizgnięta. Ale podobała mi się ta gra. Za dnia byłyśmy przyjaciółkami, a w nocy polowałyśmy na siebie... No... Bardziej ja na ciebie, niż na siebie nawzajem, ale wiesz o co chodzi.
-No... Powiedzmy, że rozumiem.
-To było ciekawe.
-Ciekawe. Ok. Ale od czego się zaczęło?
-Zazdrościłam ci tego, jak szczęśliwa wydajesz się w nocy. Nie zauważyłaś? Jesteś wtedy zupełnie inna.
-Sugerujesz mi rozdwojenie jaźni albo zaburzenia osobowości?
-Hahaha. Możliwe. Za dnia jesteś spokojna, bardziej wycofana, a w nocy bardziej ożywiona, bardziej szczęśliwa i bardziej odważna. Tak jak teraz. Chociaż dzisiaj przeszłaś samą siebie.
-Vincent powiedział mi, że półcienie nienawidzą nocy.
-To prawda... Przeklinamy noc i wszystko co z nią związane. Kontrahenci tego nie znają.
-Jak już mówimy o kontrahentach... - mruczę. - Max jest już blisko... Co mi przypomina, że on też jest kontrahentem. Jak to możliwe, że dorównywał siłą Vincentowi, który był od ciebie silniejszy?
-Mam pewne podejrzenia...
-Gadaj.
-Z tego co słyszałam tu i ówdzie, jest parę myków dla kontrahenta by zyskać na sile. Podobno sporą moc zyskuje się im silniejszą ma się więź z cieniem. No i oczywiście negatywne emocje mają tu spory wpływ.
-Czekaj, czekaj. Więź?
-No. Załóżmy, że twój krewny, przyjaciel... Ktoś bliski, staje się cieniem i jakimś cudem zawierasz z nim kontrakt. Więź między takim zespołem jest silniejsza, rozumiesz?
-Myślisz, że Max?
-Różne rzeczy się zdarzają. Nie wiesz przecież dlaczego cię ściga. Wiem tylko, że ma do ciebie jakiś osobisty uraz tak samo jak i jego cień.
-Skąd wiesz.
-To nie było trudne do odgadnięcia.
-Chyba... Myślę, że może... Bardzo prawdopodobne, że wiem. Ale... Czy to jest możliwe.
-Lucy?

***

Swego czasu była ankieta dotycząca Czarnego psa. I tylko jeden głos oddany był na Amy. Czy ktoś zorientował się z czasem czytania, tożsamości Czarnego Psa? A może jest to całkowitym zaskoczeniem. Przyznam szczerze, że nie od razu była nim Amy. Od początku podkreślałam, że ta historia ma bardziej charakter ćwiczenia i improwizacji. Czarny pies również powstał spontanicznie i początkowo miał nim być Vincent, ale dostał rolę tajemniczego półcienia z kolorowymi ślepiami. Zaś Amy została Czarnym psem.

2 komentarze:

  1. Coś mi w tej lasce nie grało, ale bij mnie, nie pamiętam kogo obstawiałam w ankiecie. To raczej tylko przeczucie, że cos mi nie pasuje, ale dla mnie wyjaśniło się to ostatecznie dopiero teraz. Wreszcie! No pizgnięta, racja.
    Uuu, podkład muzyczny dobry! <3 Nie znałam. Budzi, budzi emocje. Omg, serio nasteny rozdzial jest ostatni? Wiesz jaki ja mam syndrom? Im bardziej sie w cos wciagam i bardziej w coś zapadam, tym mocniej się ociągam. Syndrom strachu przed końcem :D Naprawdę. Wiele anime , które mi sie podoba, nie skonczylam patrzec, bo nie, bo chce mieć taką furtkę, że jeszcze się nie skonczyło. Chce sie delektowac świadomością, że to trwa, nie wiem. Ale tak mi się dzieje. Na szczęście tutaj to Ty rządzisz, wiec jak wrzucisz rozdział, nie powstrzymam się. To tak jakby ktoś odpalił mi ostatni odcinek anime , którego nie chciałąm konczyc. Jak to juz sie stanie, nic nie sprawi, ze oderwe wzrok. nie? Tak mysle. Takze czekam. Trochę się boje. Boję się, jak to się skończy. Może dlatego boję się końców. Bo zakończenie może być bolesne nie tylko dlatego, że jest, ale też przez to, jakie jest.
    Ok, mam kaca, ale mimo wszystko żywię nadzieję, iż pojęłaś chociaż mniej więcej sens tego, wokół czego tu se luźno oscyluję :D Zresztą, Ty już się poznałaś na moich komentarzach, wierzę w Twój geniusz i to, że wymyśliłaś jakiś klucz, żeby łamać ich zawoalowany szyfr. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Wilczy, słońce. Jedno się kończy by zaczęło się kolejne. Ostatni rozdział jest już prawie gotowy, a też miałam opory przed jego napisaniem. Zostały ostatnie poprawki. Taka kropka nad i, ale już nie ma odwrotu. A mimo wszystko chciałabym poznać Twoje wrażenia jak to już się skończy. Na pocieszenie powiem, że Legenda Nigmet się już tworzy. Ba. Blog sam w sobie już powstał. Pracuję jeszcze nad nagłówkiem i już będę brała się za zrobienie porządnego prologu, bo jak pisałam dla siebie to było to jakie było.
      Tak, to prawda, że Twoje komentarze nie stanowią już dla mnie zagadki. Dodatkowo przyznam, że na kacu piszesz chyba bardziej przejrzyście, niż normalnie. Ciekawe zjawisko.
      Tak, więc, mam nadzieję ku uciesze ludziów, za chwilę wstawiam w ogłoszeniach link do Legendy i już będzie sobie można obczaić, co i jak.

      Usuń

Kto patrzy, ten widzi