Tablica ogłoszeń

Jeśli za mną tęsknicie, w linkach można znaleźć moje pozostałe blogi. Nowsze i lepsze.

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!




Co mojego autorstwa chcielibyście przeczytać po zakończeniu szeptu?

środa, 16 września 2015

Szept 24 ~ Znów w grze.

 Jest! Jest! Wreszcie! Napisałam. Wiem, przepraszam. Długo, ale kurde działo się o działo. Nie było czasu, nie było sił, nie było weny, ale wróciłam do domu z wygnania po 2 miesiącach, odpoczęłam, wyciszyłam się i oto mamy rozdział. Na Kolejny już też mam plan, więc nie powinno być specjalnie żadnych opóźnień. A tym czasem radujcie się rozdziałem 24. Enjoycie! Tylko sorry, bo znowu wrzucam go bez korekty. Może potem poprawię.

***

Mam już pewne rozeznanie w sytuacji. Ba! Mam nawet pewną teorię! I chociaż nie do końca, a właściwie w ogóle mi się nie podoba, ta myśl krążyła po mojej głowie już od dłuższego czasu. W duchu czuję, że chyba wreszcie odkryłam prawdę. Nie mam tylko dowodu. Podejrzewam jednak, że nie mam innego wyboru jak wyłożyć karty na stół. Nie ważne ile będę ryzykować, zamierzam działać. Tylko jedna osoba może mnie od tego odwieść, ale on przepadł. Zniknął bez śladu. Po tych wszystkich słodkich słówkach i uzależniających pocałunkach. Wiem. Znów zgrywa bohatera. Wymyślił sobie, że będzie mnie chronić, ale ja nie chcę ochrony. Chcę jego i chcę ujarzmić mój chaos.
Raz jeszcze tylko próbuję się dodzwonić do Vincenta, ale bez skutku. Tak jak podejrzewałam. W takim razie nie pozostało mi nic innego jak sprowokować Maxa. Nawet wiem jak. Sama mu się wystawię. Na mojego SMSa Amy odpowiada  niemal natychmiastowo. Jesteśmy umówione wieczorem do baru na piwo. Do tego czasu mogę wypocząć i nabrać sił. Będą mi one potrzebne.
Wreszcie zbieram się do wyjścia. Powoli zbliża się czas. Ubieram się niepozornie lecz wygodnie i wychodzę z domu.W barze jestem przed czasem. Chcę się przygotować mentalnie i przemyśleć raz jeszcze plan działania. W głowie układam tysiące scenariuszy, ale w duchu wiem, że jak zawsze zdarzy się coś innego.No przecież... A więc muszę być gotowa na improwizację. Ale bez obaw. Jestem w tym całkiem niezła. Zresztą po prostu musi wyjść na moje, nie ma innej opcji. Właśnie dlatego się nie martwię.
Szczerze mówiąc... Mam jednak ochotę uciec. Jak wiele razy w swoim życi. Jak zawsze. Aczkolwiek nie uciekam. Nie chcę i nie potrafię. Nie wiem, ale myśl o Vincencie dodaje mi odwagi. Dobrze wiem, że chociaż się wściekałam, pozwalałam mu się chronić. Koniec z tym. Zbyt długi czas trwałam jakby w letargu. Uwięziona pomiędzy "chcę", a "boję się". Teraz czuję się wolna. To niesamowite uczucie. Już się nie wycofam.
Wreszcie zjawia się Amy, więc macham do niej z uśmiechem.  Przygląda mi się badawczo, ale odwzajemnia gest. Podchodzi do stolika i dosiada się. Potem zamawiamy sobie piwo.
-Jesteś pewna, że możesz pić?
-Dlaczego nie?
-Byłaś chora. Nie masz jeszcze antybiotyku?
-Za bardzo się martwisz - odparowuję. - Lepiej, co się działo podczas mojej nieobecności. Mam też nadzieję, że udostępnisz mi część notatek.
-No pewnie.
- Wreszcie wracam na zajęcia. Nudziłam się w domu. - Amy patrzy na mnie z niedowierzaniem. I to ogromnym. Wyraźnie nie wierzy w żadne moje słowo, ale nic nie mówi. Toteż kontynuuję. - Siedziałam tam i się nudziłam. Masakrycznie jak nigdy w życiu. Nienawidzę chorować. Miałam prawie 40 stopni temperatury. Rozumiesz to? - pytam z powagą.
-Tak. Mogę sobie to wyobrazić.
-A ja nie... - mruczę pod nosem, ale ona tego nie słyszy. - A tak w ogóle to przed świętami spotkałam Maxa - mówię i widzę jak wyraz na twarzy Amy zmienia się na chwilę. - Wiesz co? Wiesz co? On chodzi z moją koleżanką, Kate. I wyobraź sobie, że jest z tego samego miasta, co ja. Świat jest mały...
-Tak...
-To może są jakieś ciekawe rzeczy, które wiesz i którymi chcesz się podzielić? - pytam, lecz Amy kiwa przecząco głową.
Potem już milczymy. Powoli popijamy napój i dyskretnie obserwujemy siebie nawzajem. Amy wyraźnie nie domyśla się moich intencji. To dość zabawne, gdyby nie sytuacja.
Niezrażona jednak siedzę dalej, potrzebuję by minęło nieco czasu, potrzebuję uśpić jej czujność.
-A właśnie - mówię z uśmiechem.- Próbowałam wczoraj świetne piwo. Kupiłam sobie u nas w miasteczku. Jakaś nowość. Piwo bananowe. Cudne, następnym razem musisz spróbować.
-Z przyjemnością. Bardzo lubię takie nowości.
-To świetnie, bo widziałam tego więcej, różne smaki teraz porobili. Będę miała z kim testować.
-A jak się zapatrujesz na fajki? Palisz ty w ogóle?
-Cóż... Nie bardzo.
-"Nie bardzo"... - powtarza po mnie Amy. - Czyli zdarza się.
-Czasami. Tak zwanie... Okazjonalnie.
-Wiedziałam. Wiedziałam.
-Cóż, to raczej nie było trudne - śmieję się.
-A masz ochotę? Wczoraj kupiłam takie fajne, jagodowe.
-Oooo jagodowe. Czemu nie. Lubię takie bajery. To co? Zwijamy się stąd nie? Można przecież trochę połazić.
-No nie wiem, jest zimno. Myślałam, że tylko tu przed drzwi wyjdziemy.
-Dopiłyśmy już piwo, a ja jakoś nie mam ochoty na kolejne.
-Jesteś pewna, że powinnaś się szlajać w zimnie tuż po chorobie?
-Nie. Ale... No cóż. Bywa, jak to mówią.
-Oj Lucy...
-No co? Nie mów, że się cykasz, bo jest ciemno.
-Ja się nie boję, nie w tym rzecz.
-No mi to wygląda inaczej - mruczę, uśmiechając się od ucha do ucha. - Nie chcesz wyjść, bo się boisz.
-A ty się nie boisz?
-Czego? Nie żeby ktoś tam na mnie w ciemnościach czyhał przecież - kpię. - Chyba, że o czymś nie wiem.
-Nie... Dobra. Niech ci będzie.
-No. I bardzo dobrze.
Powoli zbieramy się do wyjścia, ubieramy się ciepło i wychodzimy na ulicę. Amy wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i częstuje mnie. Z nieukrywaną przyjemnością biorę jednego i odpalam, bo zapalniczkę akurat często zdarza mi się nosić w kieszeni, tak na wszelki wypadek. Zaciągam się dymem, a potem wypuszczam go z ust, w których pozostaje słodki posmak czegoś, co miało przypominać jagody. Jednak koło nich nawet nie leżało. Trochę już czasu minęło odkąd ostatni raz paliłam. Nie wiem... Lubię smak papierosów. Nawet bardziej tych zwykłych, niż takich udziwnonych.
-Dobre, nie? - pyta Amy, gdy wolnym krokiem idziemy przed siebie chodnikiem.
-Całkiem niezłe.
-Niezłe? Tylko niezłe?
-Cóż... Na pewno lepsze niż ten waniliowy szajs, którym się wszyscy zachwycali, gdy weszła moda na smakowe papierosy.
-Zgadzam się.
Idziemy gaworząc wesoło, zupełnie jakby nigdy nic. Tułamy się skryte w mroku nocy, plotkując i śmiejąc się. Jest cicho i spokojnie. Nawet miło. Jednak we mnie, gdzieś w środku rodzi się niepokój. Narasta i kłębi, sprawiając, że serce bije szybciej z każdą minutą. Zwykła noc, jak każda inna. Z pozoru przynajmniej. Gdzieś w oddali słychać ujadanie psa, wyjącego do księżyca w pełni. Od zwykły drobiazg, mały... nieważny. Znak, który zwiastuje nadchodzącą burzę. Kłopoty zbliżają się. Na pustej, cichej ulicy słychać kroki, nieco stłumione warstewką śniegu. I śmiech. Radosny, może nieco stłumiony, skrywający nutę niebezpieczeństwa.
Usta wykrzywione, imitujące uśmiech oraz błysk w oczach, które wcale się nie śmieją. Ona tylko pozornie dopasowują się do nastroju. Skrywają mrok, skrywają niebezpieczny plan i rządzę krwi. W nocy budzi się przecież chaos, w ciemnościach nocy czai się zło. Powoli zbliża się czas do działania. Ot, tak powstanie kolejna tajemnica mroku.
-Ojojoj... Ale z nas plotkary - stwierdza wesoło Amy.
-My nie plotkujemy - karcę ją. - To się nazywa wymiana informacji.
Obie wybuchamy śmiechem.
-Tak. Wymiana informacji.
-Ale poważnie nie pomyślałabym, że obie podkochują się w Davidzie. Po kim jak po kim, ale po Rosalie bym się nie spodziewała.
-No nie? Też nie przypuszczałam. W życiu bym się nie zorientowała, ale wyobraź sobie, że sama mi powiedziała.
-Naprawdę?!
-Nooo. Jeszcze przed świętami jak byłyśmy razem na piwie. Puściły jej trochę hamulce i się wygadała.
-No nie wierzę.
-To uwierz.
-Znaczy wiesz, kleiły się do niego trochę wtedy w barze z ekipą, ale żeby ten tego...? Myślałam, że się po prostu kumplują.
-No wiem, bo to tak wyglądało. A tu bach. Zdziwko nie?
-No trochę bardzo.
Przez chwilę sama zaczynam się zastanawiać, czemu bawię się w najlepsze ze swoją kumpelą, gdy tak strasznie martwię się o Vincenta. O ile wciąż jest żywy i w miarę cały, w trakcie pełni, jako półcień, jest bardzo osłabiony. Co tak właściwie wyprawiam? Już zapomniałam, że muszę go znaleźć? Szybko jednak odganiam złe myśli i doprowadzam się do ładu. Wiem, że wszystko to jest częścią planu. Ryzykuję i wystawiam się na niebezpieczeństwo w tej chwili właśnie dlatego, że tylko teraz mam największe lub jakiekolwiek szanse na powodzenie. Tylko podczas pełni różnica w sile między kontrahentem, a półcieniem maleje. Wiem to. Wszystko ma sens i wszystko jest celowe. Opracowałam ten plan na szybko, ale nie ma prawa się nie udać. On nie może się nie udać, jeśli chcę odnaleźć Vincenta, a chcę.
Teraz, gdy wszystko sobie wyjaśniliśmy, gdy jest mi tak bliski i tak dla mnie ważny, nie mogę sobie pozwolić na to by go stracić. Możliwe, że nigdy mu tego nie powiem. Słowa nigdy nie były moją mocną stroną. Ale kocham go. Tęsknie za nim i chcę go zobaczyć. Chcę by był bezpieczny. Odkąd odzyskałam przytomność nie ma chwili bym o nim nie myślała i nie zastanawiała się, gdzie jest i co robi. Właśnie dlatego muszę zrobić co w mojej mocy, muszę się postarać, a jakoś to będzie. Musi być. Chcę wierzyć, że mogę coś zdziałać i mogę go odnaleźć.
Zgubiłam drogę, zgubiłam się w sobie, gdzieś w mroku. I odnalazłam się na nowo dzięki niemu, zobaczyłam nową, inną stronę siebie. Czegoś się nauczyłam, chociaż jeszcze nie wiem czego. Coś się zmieniło i nie pozwolę temu przepaść. Dla Vincenta na nowo nauczę się jak panować nad chaosem. Mój żywioł wymknął mi się spod kontroli i nie mam innego wyjścia jak ją odzyskać. Wiem, że mogę tego dokonać. Dla niego mogę spróbować, mogę walczyć. Właśnie dlatego zbieram w sobie całą odwagę by stawić czoła temu, co mnie przeraża. Znowu wracam do gry. Wykorzystam chaos i wybuduję nowe królestwo - to kłamstwo. Ale wykorzystam chaos by odzyskać co moje. Tyle mogę zrobić.
Idziemy z Amy ulicą coraz dalej i dalej od baru. Mimowolnie... Nie. Świadomie, ale bardzo delikatnie przyspieszam kroku zmuszając do tego również Amy, jeśli nie chce zostać w tyle. Moje serce bije coraz szybciej, a adrenalina krąży w żyłach. To strach, niesiony do mnie pierwszą falą chaosu. Wiem, że złapali przynętę. Powoli i sumiennie realizuję swój plan. Nie słyszę jeszcze kroków, to dobrze, ale wiem, że ktoś za nami podąża. Wciąż jest jeszcze daleko, wciąż jeszcze nie stanowi zagrożenia. Dopiero wyruszył na łowy. Jak głupio z jego strony, że dał się wyciągnąć na polowanie w tak przerażająco jasną noc. To tylko pokazuje jak bardzo chce mnie dopaść. Każdy z nich. Ale to dobrze. To pragnienie doprowadzi do ich zguby i mojego zwycięstwa.
Maszerujemy z Amy raźnym krokiem, pocieram dłonie udając, że to dla rozgrzania. Maskuję tylko strach i niepewność. Ona wciąż niczego nie zauważyła. Doskonale, wciąż jest nieświadoma tego, co ją czeka. Nie wie jeszcze, że popełniła błąd z chwilą, gdy dała się wyciągnąć na to piwo. Tej nocy chaos jest po mojej stronie. Tym razem to ja rozdaję karty, nie pozwolę więcej, by ktoś miał większy wpływ ode mnie. Pewnego razu, jeszcze przed tym wszystkim, Vincent wytłumaczył mi, jak można zlokalizować półcienie i kontrahentów. W ten sam sposób zawsze mnie odnajdywał. Zarówno on jak i maks. Ale do tego trzeba mieć talent, trzeba mieć dryg i bardzo wyczulone zmysły. Nie mam talentu, ja tylko oszukuje los, bo bardzo chcę wygrać tą bitwę. Przegrana przecież nie wchodzi w rachubę.
Wesoło zagaduję Amy, odciągam jej myśli od rzeczywistości, jeszcze nie może wiedzieć, że ktoś wyruszył w nasze ślady, że niedługo całkowicie wpadnie na nasz trop i podąży za nami. Potrzebuję najpierw przyszykować scenę. Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę. Nie mogą się jeszcze zorientować, że wszystko od początku było pułapką. Wpadli jak śliwka w kompot, w sieć zwaną chaosem.
Jesteśmy coraz bliżej celu, zmierzamy drogą bez powrotu. Nie ma już ucieczki. Ani dla mnie ani dla nich. Nawet jeśli powinie mi się noga, nie pozwolę im się już wymknąć. Nie tym razem. Jestem absolutnie gotowa, by walczyć do samego końca. Wreszcie mam o co walczyć. Uśmiecham się pod nosem, lekko, rozkosznie na wspomnienie silnych rąk wokół mojej talii. Jednak uśmiech ten szybko przeradza się w drapieżny półuśmiech. Maskuję go, udając że ziewam. Zdradziłby moje intencje, ale nie potrafię temu zapobiec. Tej nocy to ja będę polować.
-Co tak zamilkłaś? - pyta Amy. - Oh... Zmęczona? Znowu ziewasz.
-Odrobinę... Ale nie chce mi się jeszcze wracać do domu. Tak dawno nie gadałyśmy.
-To prawda. Trochę się stęskniłam.
-Oh. Jesteś kochana - mruczę.
-Przecież jesteśmy przyjaciółkami - stwierdza Amy, a ja omal nie wybucham śmiechem.
Mdli mnie, gdy słyszę z jej ust słowo "przyjaciółki". Doprawdy cóż za ironia, o ile nie kpina. Dławię się powietrzem, byle tylko nic nie odpowiedzieć. Zaciskam dłonie w pięści i niemal zgrzytając ze złości zębami, uśmiecham się tak słodko jak tylko potrafię. Jeszcze chwila. Jeszcze tylko chwila i wyłożę karty na stół. Już niedługo... Chociaż gra się nie skończy, dopóki noc trwa.

2 komentarze:

  1. O dzizys, kobieto, zbudowałaś takie napiecie, ze wierz mi, zaciskałąm dłonie na lapku tak mocno, że mi się powrzynał (zabij mnie nie wiem co z tym ż/rz) w łapy! Kurwa, myślałam, że wejdę w ekran! Jezusie, żaden spacer nie dostarczył mi jeszcze tylu emocji :D Lucy, widzę w niej taką wewnętrzną przemianę, taką małą, bo ona zawsze miała pazur, ale teraz wygląda mi na to, że wreszcie rozkłada również resztę pazurów. Zawzięta i gotowa na wszystko, niebezpieczna! Gdybym to ja szła obok niej w tamtą noc, włoski na karku stałyby mi dęba, a puls przyspieszał, odstrzegając, wołąjąc: spierdalaj Wilczy, spierdalaj! Ujarzmianie chaosu, bardzo mnie się podoba. I wgl, bananowe piwo?! Gdzie?! Chce! A z fajek, to pamiętam z czasów SWOJEJ MŁODOŚCI (Boże ja nie chce sie starzec!) czyli jak byłam szesnastoletnią gówniarą,moją wielką pierwszą miłość - wiśniowe diarumy. Matko, jaki to był majątek, uzbierać na nie trzynascie złotych. A teraz to na zwykłe vicki tyle wydasz albo i wiecej. -.- NIEWAŻNE. Czy ten 25 to jest absolutnie nieprzesuwalny termin? Que? Bo mnie sie spieszy NATYCHMIAST wiedzie co kurwa dalej. I Vin! Gdzie Vincent sie zaszył! A i te uczucia Lucy, fajnie zajrzeć do jej głowy. Oj, poryszyło, te chcę jego, chcę, żeby był bezpieczny. Omg *okrzyk psychofanki* wgl no. Wgl nie myślałąś nad jakimiś rysunkami do Szeptu?? Z chęcią bym ten paring zobaczyła ;) Widzę ich w takich dwóch wersjach, raz naburmuszona Lucy, która poprawia czapę, co jej Vin na oczy naciągnął, a raz naburmuszony Vinuś, taki z założonymi rękami i tuląca go w pasie Lucyyyy <3.<3 ojej. <3 Jej, bo sie nakręcę zaraz na maxa. :D Pomyśl tam jakieś arty stworzyć! Ok, ja wiem, ze czas, ok! Ale, jak nadejdą smutne jesienne wieczory, pomyśl! No i oczywiscie zawsze czekam na jakies Grimmjowy ;D

    a, a teen wolfa, co prawda nie koniecznie dla fabuły, bo ta jest mega pojebana, nielogiczna i wgl, ale dla Dereka Hale'a warto! no i Stiles tez ratuje ten serial, Stiles i jego stary, szeryf, ma chłopak mocne teksty ;) Ale! Nie zmuszam! ;D ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się też przypomniało parę głupot jak waniliowe fajki, a bananowe i grapefruitowe piwo poznałam teraz w wakacje. Kupisz je w polo markecie ;) omg, jaka reklama...
      Pomyślę, jeśli będzie mi dobrze szło pisanie 26 rozdziału i nie będę miała blokady to może nawet szybciej parę dni, a może i dziś, ale zostało już tylko kilka rozdziałów do końca i wciąż nie jestem pewna zakończenia, więc nie chciałam przesadzać, ale zobaczymy co się da zrobić w ramach tej wcześniejszej obsuwy.
      Nad rysunkami pomyślę. Na razie mam do dokończenia parę artów na behind, ale z tym mam dużo czasu, mam już kolejny pomysł z Iką też, ale mogę pomyśleć może jako gratis na zakończenie myknęłabym ich wszystkich, ale nie wiem.

      Usuń

Kto patrzy, ten widzi