Tablica ogłoszeń

Jeśli za mną tęsknicie, w linkach można znaleźć moje pozostałe blogi. Nowsze i lepsze.

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!




Co mojego autorstwa chcielibyście przeczytać po zakończeniu szeptu?

wtorek, 31 marca 2015

Szept 7 ~ Miraż.

Btw. piszę do szuflady małego fanficzka, ale zastanawiam się, czy go nie ulepszyć i się nie podzielić, ale to tak dla miłośników gatunku. Może... Na razie rozważam. Niemniej jednak, w związku, z tym, że czasami pomysły zapisuje w nocy na telefonie, który robi mi autokorektę, wstawiam ciekawostkę.
Co wyszło:
X była rumuński i nienawidziła ludzi (...) Miała szreniawa przeszłość (...) Series te i to (...) Razem do rosołu(...) Studnia została podręcznikiem a kursu oficerem (...) Witaj i gazu najpierw chodziły razem... (...) Nawet potem Tusk pomagała w papierach (what the..?) Keiii węży ą kursu już (...) itp. itd.
I teraz rozszyfrować, co żem miała w nocy na myśli? 
Ja bez pisania po nocach nie egzystuję. >.<

A oto 7 rozdział! Enjoycie!

 *******************#############**********************

Szykuję się do wyjścia, nucąc jakąś wesołą piosenkę. Raduję się dniem, gdyż pogoda jest przecudna. Coraz mniej czasu do spotkania z Sebastianem. Cieszę się. Bardzo się cieszę na to wyjście. Z drugiej jednak strony, trochę się boję. Minęło już tyle czasu, odkąd próbowałam normalnie żyć. Na samą myśl moje serce bije szybciej. Przykładam dłonie do klatki piersiowej i biorę kilka głębokich oddechów. Jednak po chwili i tak nie jestem w stanie się już powstrzymać i skaczę po mieszkaniu, niczym małe dziecko. Oh, oh, oh! Co się ze mną dzieje? Rozpiera mnie energia, więc szaleję po mieszkaniu, śpiewając i szczerząc się do siebie.
Patrzę na zegar. Jest już prawie południe, więc wyglądam przez okno. Widzę jak Sebastian powoli idzie w stronę bloku. Zgarniam kilka rzeczy do torebki i zamknąwszy dom na klucz schodzę, a raczej zbiegam na dół. Wychodzę z budynku.
-Pięknie wyglądasz - słyszę, gdy tylko mnie zauważa. 
-Wiem, ale dziękuję - odpowiadam, śmiejąc się. - Planowałam cię tu trochę potrzymać w niepewności, ale znowu mi powiesz, że jestem okrutna. Prowadź - mówię.
Sebastian chwyta moją dłoń, a ja nie protestuję. Idziemy przez miasto, nie zwracając uwagi na mijających nas ludzi. Knajpka, do której mnie zabiera jest bardzo przytulna. Ściany są brązowe i połyskują, jakby w farbie znajdowały się lśniące drobinki. Lada ozdobiona jest pozłacanymi prętami przypominającymi winorośl. Lampy zwisające z sufitu dają jedynie odrobinę światła, tworząc niezwykły klimat.
Siadamy na krzesłach, z zamszowymi obiciami, tuż na przeciw siebie, przy małym stoliku z boku sali. W milczeniu czytamy menu. Chociaż ja jedynie gapię się tępo na kartę dań i nagle nie rozumiem języka, w którym są napisane. Chociaż wydaje mi się, że to ta sama mowa, którą znam i której używam. Znaczenie słów zwyczajnie do mnie nie dociera. Nie mam pojęcia, co zrobić. Wpatruję się w napisy, które mam przed sobą i marszczę brwi, próbując rozszyfrować treść.
Ostatecznie żadne z nas nie jest specjalnie głodne. W moim przypadku podekscytowanie zwyczajnie zablokowało wpust żołądka i choć daje się namówić na kawałek ciasta i herbatę, obawiam się, że nie będę w stanie przełknąć ani kęsa.
Nasze zamówienia trafiają do nas bardzo szybko, a szarlotka okazuje się być wystarczająco pyszna i delikatna, bym nie dała rady się powstrzymać. Dosłownie rozpływa się w ustach, a ja delektuję się tą cudną słodyczą. Widzę, że Sebastian przygląda mi się z uśmiechem na twarzy, więc nieco pąsowieję. 
Kolejnym miejscem jakie odwiedzamy jest park. Idziemy, trzymając się za ręce, wsłuchując w szum drzew i śpiew ptaków.
-Właściwie jestem tu pierwszy raz - mówię.
-W takim razie cieszę się, że to ja cię tu zabrałem.
Mijamy fontannę, nieco brudną, taką zabiedzoną. Chociaż gdzieś na dnie połyskują drobne monety, wrzucone przez ludzi. Symbolizują prośby i marzenia, które powierzyli losowi. Mętna woda jest teraz pełna liści, które spadły z drzew. Naprawdę widać, że jest jesień, ale wcześniej jakoś tego nie zauważyłam. Nie patrzyłam...
W oddali widać wysoki murek, a za nim rozpościera się panorama miasta. No tak, jesteśmy już na wzgórzu na obrzeżach. Czas tak szybko mija. Spoglądamy w dół na domy, które teraz wydają się być malutkie i na tyciuchnych ludków tuptających w różne strony. Spoglądamy na siebie i śmiejemy się. Próbuję się wgramolić na murek, ale jestem zwyczajnie za niska. Nie ustaję jednak w wysiłkach, podnosząc się do góry na rękach, ale na darmo.  Mimo to nie rezygnuję się i o dziwo mi się udaje. Poszło aż za łatwo, więc patrzę zaskoczona na Sebastiana, który trzyma teraz dłonie na moich biodrach.
-Dzięki - mówię cicho.
On uśmiecha się tylko i siada obok mnie. Panuje cisza, bo żadne z nas nie ma odwagi się odezwać. Jednak nie jest niezręcznie, czy irytująco, a zwyczajnie miło. Oboje cieszymy się chwilą, zerkając na siebie ukradkiem. Czuję się jak małe dziecko. Jakie to zabawne, bo już dawno przestałam nim być. Może to jednak nic złego na chwilę zapomnieć o wszystkim i zwyczajnie się cieszyć. Zamykam oczy i biorę kilka głębokich wdechów. Jest tak spokojnie.
Jesteśmy już pod moim blokiem i zamierzam się żegnać z Sebastianem. Właściwie nie chcę, ale jakby... Nie mam wyboru. Niedługo zrobi się ciemno, więc nie powinnam sterczeć na zewnątrz. On również. Jednak oboje pragniemy, by to wszystko trwało jeszcze chociaż chwilę.
-Nie zaprosisz mnie do środka? - pada pytanie.
-Jest już dość późno - odpowiadam jakby nigdy nic. Udaję, że wcale nie zrozumiałam. - Lepiej żebyś wrócił do domu przed zmrokiem. W nocy jest przecież niebezpiecznie.
-Tak...
-Naprawdę świetnie się bawiłam. Dziękuję - oznajmiam
-Pa... - Sebastian rzuca mi smutne spojrzenie, ale ja staram się tego nie widzieć.
-No pa - odpowiadam i wchodzę do bloku.
Jest późny ranek, a w pokoju rozbrzmiewa rockowa muzyka. Cholera. Przecież to mój telefon dzwoni.  Odszukuję go dłonią i podnoszę ze stolika. Wciąż leżę w łóżku, wspominając swoją randkę z Sebastianem. Naciskam zieloną słuchawkę i przykładam telefon do ucha.
-Słucham?
-Cześć. Tu Victoria.
-O! Hej.
-Słuchaj, nie chciałabyś gdzieś wyjść? Trochę mi się nudzi, więc... Pomyślałam, że może byśmy trochę pochodziły po mieście.
-No dobra. Może spotkamy się koło naszej uczelni za godzinę? - pytam.
-Ok.
Słyszę dźwięk kończący rozmowę i wstaję z łóżka. Szykuję się do wyjścia. Przegryzam coś tylko i wychodzę. Mam trochę czasu, więc idę spokojnym krokiem, wiedząc, że zdążę. Uśmiecham się wesoło do bezchmurnego nieba. Jest jakoś ładniejsze, niż zwykle i nawet jasność mi nie przeszkadza. Napawam się piękną pogodą, wystawiam twarz do słońca, by chwycić trochę jego promieni. Nie wiem, kiedy znów nadejdzie taka piękna pogoda. W końcu to już połowa listopada. Radośnie mrużę oczy, maszerując na miejsce spotkania.
Gdy  docieram do celu, Victoria już czeka. Macha mi na powitanie, a ja odwzajemniam gest.
-Hej.
-No część.
-Gdzie idziemy? - pytam.
-Jest dość ciepło, więc możemy pokręcić się po okolicy. Niedaleko parku jest świetna cukiernia.
-Cukiernia, powiadasz? Jestem za.
-Trzeba uzupełnić poziom cukru we krwi, no nie? - śmieje się Victoria.
Wychodzimy ze sklepu, rozkoszując się słodyczami. Mamy iść do parku, który jest po drugiej stronie ulicy, jednak ja zatrzymuję się gwałtownie. Niemal upuszczam smakołyk na ziemię i z otwartą buzią obserwuję parę, idącą po drugiej stronie ulicy. Nie wierzę własnym oczom, sądząc, że to tylko miraż, marna iluzja. Widzę Sebastiana spacerującego za rękę z jakąś dziewczyną. Chyba mnie nie zauważa, bo jakby nigdy nic, zatrzymują się i pocałowawszy się czule, ruszają dalej.
Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa, gdy Victoria, pyta na co patrzę. Przez dłuższą chwilę nie dociera do mnie to, co właśnie zobaczyłam. Jestem zwyczajnie w szoku. Jeszcze dzień wcześniej spędzaliśmy razem czas, właśnie tak, śmiejąc się wesoło. Patrząc sobie w oczy i delektując każdą chwilą.
Zwyczajnie zabawił się moim kosztem, a przynajmniej chciał. Widocznie znudziłam mu się z chwilą, gdy nie wpuściłam go na noc do mieszkania. Jestem zła? Wkurzona? Wściekła? Nie wiem, ale uśmiech zniknął z mojej twarzy na pewno. Beznamiętnie wpatruję się w uroczą parę po drugiej stronie.
-Nagle zrobiło się zimno - mruczy Victoria.
Ma rację, ale ja znam źródło tego chłodu, więc robię kilka kroków w przód i staję na krawędzi chodnika. Mam ochotę iść za Sebastianem i powiedzieć mu kilka rzeczy - to bezcelowe. Jakby miał się przejąć moim gadaniem... Uśmiecham się półgębkiem i za chwilę szczerzę złowieszczo. Gdyby można było zabijać wzrokiem. Potraktował mnie jak jedną z wielu, jak opcję. Ja jestem nagrodą! Ale mam za swoje... Zapragnęłam wyjść z mroku i proszę... Oto efekt. Mój cudowny miraż rozsypuje się w drobny mak. Znika w mgnieniu oka, jakby nigdy nie istniał. Ale taka przecież jego natura. Ulotna. I znów zostaje mi tylko mój chaos i ciemność. Znowu jestem w domu.
-Coś się stało? - pyta Victoria, ale nadal milczę.
Mogłam się tego przecież spodziewać. Karoline mówiła, że Sebastian podrywa wszystkie dziewczyny. Tylko, że... Tak ładnie się uśmiechał, patrzył tylko na mnie. Tak przynajmniej myślałam, chciałam w to wierzyć. Oszukiwałam sama siebie. Pragnęłam, by ktoś zwrócił na mnie uwagę i dałam się ponieść swojej fantazji. Jestem... Rozczarowana?
Na tę myśl złość ustępuje miejsca smutkowi. Jeszcze nie rozpaczy. No proszę! Nie byliśmy jeszcze aż tak blisko, bym miała się z tego powodu załamać. Co to, to nie! Nigdy w życiu! Czuje się jednak zraniona. Wszystko wyszło jak zawsze. Skłamałabym, mówiąc, że mnie to nie ubodło. Próbuję jednak przełknąć tą zniewagę. Chociaż korci mnie coś zrobić... Tak bardzo korci, ręka aż mnie świerzbi, lecz stoję w bezruchu. Znajdę lepszą okazję.
Zadarł nie z tą osobą, co trzeba. Boleśnie się o tym przekona i już moja w tym głowa. Obiecuję sobie, że się odegram. Nie wiem jeszcze jak, ani kiedy, ale nie puszczę tego płazem. Nie jestem tak litościwa. Bóg i tak już dawno mnie opuścił. Ot, kolejne przewinienie dopisane na mojej liście grzechów. Jestem przecież stworzeniem mroku. Żyję w chaosie i jestem częścią chaosu. Nie... Chaos dopiero stworzę i ja będę nim rządzić. Nie obawiam się własnego chaosu.
-Lucy? Lucy! - Victoria woła mnie głośniej, niż zwykle. Spoglądam na nią - Co jest? - pyta wyraźnie zmartwiona.
-Przepraszam. Zamyśliłam się - mówię z uśmiechem. - Idziemy?
Wzdycham po raz kolejny. Jakoś mi ciężko na sercu. Chociaż wiem, że powinnam się spodziewać takiego rozwoju wydarzeń, czuję ogromny żal. Jestem zwyczajnie rozczarowana. Myślałam, że mogę normalnie żyć. O jakże bardzo się myliłam. Moje nadzieje zostały zmiażdżone. Rozleciały się, niczym miraż. Chociaż może lepiej, że ta iluzja normalności została rozwiana już teraz. Szkoda, że nie było mi dane zbyt długo cieszyć się tym wszystkim. Mogę winić tylko siebie, że dałam się zwieść. Dałam się oszukać na własne życzenie. Tak bardzo chciałam chociaż na chwilę wyrwać się z mojej samotności. Skończyło się na tym, że znów szlajam się sama, skrywając się w mroku nocy. 
Moje rozmyślenia przerywa niepokojący hałas. Odwracam się i widzę czarnego psa. Automatycznie jeżą mi się włosy na głowie. Nie wiem kto to jest, ale jego widok napawa mnie strachem. To nie zwykły pies. Nie jest też cieniem. Zostaje zatem tylko jedna opcja. Jestem całkowicie pewna jego złych intencji. I wiem już, że mam kłopoty. Emanuje bardzo silną aurą, jeszcze bardziej przytłaczającą, niż tamten chłopak w kapturze, którego spotkałam ostatnio.
W dodatku ten głód i nienawiść widoczne w jego oczach. Wzdrygam się na samą myśl.
Jestem niemal pewna, że nikomu nie zawiniłam, a jednak czuję, że nie bez powodu obrał mnie na ofiarę.
Ja nie walczę. Nie mam najmniejszego zamiaru. Rozglądam się dokoła, szukając drogi ucieczki. Niestety jestem w ślepym zaułku. Nie wiem nawet jak do tego doszło, że dałam zapędzić się w kozi róg. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jestem przypadkową osobą.
Ktokolwiek to jest, nie zamierza się ujawniać. Nie rozwiewa swojej iluzji i nie odzywa się. Wszystkie moje zmysły biją na alarm. Rozsądek nakazuje mi uciekać, a jednak stoję. Paraliżuje mnie strach. Nigdy nie przypuszczałabym, że jeszcze kiedyś będę się bać. Zwłaszcza w nocy, która stała się moją największą uciechą. Była schronieniem dla mnie i mojej samotności.
Tam byłam bezpieczna, ale teraz to już przeszłość. Mam poważne kłopoty. Mogę zapomnieć o ucieczce. I tak nie ma żadnej drogi. Zostanę zaatakowana, gdy tylko się ruszę.
Stoję w bezruchu, licząc sekundy, a każda jedna zdaje się trwać wieczność. Moje serce bije dziwnie powoli, ale każde uderzenie czuje tak mocno jak nigdy. Wciąż nie mogę zapanować nad swoim ciałem. Mimowolnie patrzę prosto w oczy czarnego psa. I czuję się jak tamtej nocy, 4 lata temu. W oczach napastnika widzę siebie. Drżącą i przerażoną. Tak żałośnie mizerną. Widzę swoje odbicie w wygłodniałych ślepiach bestii. Oprócz tego jest coś jeszcze...
Zrywa się wiatr, szarpiąc wszystkim dokoła. Wiem, co go powoduje. Nie muszę nawet patrzeć na istotę przede mną, by wiedzieć, że powietrze wokół niej wiruje niebezpiecznie. Boje się. Jednak tym razem nikt mnie nie uratuję. Muszę obronić się sama. Próbuję coś ze sobą zrobić, ale na darmo. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Kontrahenci naprawdę mogą być tak silni i przerażający? Nie, to nie możliwe. Ten, kto przede mną stoi, nie jest już człowiekiem.
Czarny pies robi kilka powolnych kroków w moją stronę, a ja czuje silne fale powietrza na swojej twarzy. Ostry ból. Przykładam dłoń do swojego policzka. Krew... To rozwiewa moje wszelkie wątpliwości. Nie jestem po prostu w tarapatach. Jest już po mnie. Kolejny silny podmuch sprawia, że świat się obraca. I zanim się orientuję, leżę na ziemi. Widzę jedynie zarys czyjejś sylwetki. Ale mimo najszczerszych starań, nie potrafię przejrzeć iluzji do końca.  Nie mogę się ruszyć, bo niebezpiecznie wirujące powietrze uniemożliwia mi to, przytłaczając mnie swoim ciężarem. Nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe, a jednak jestem zupełnie bezsilna. Wiatr utrudnia mi oddychanie, rozpaczliwie łykam powietrze. To mój koniec. To naprawdę mój koniec...

8 komentarzy:

  1. Jakiego fanficzka jakiego?? Chce! Nie wiem czy zzasięgu wystarczy na komentarz rozdziału a hardcore się zacznie jak już wyląduje na odludziu ale! To że mnie nie ma nie znaczy że mnie nie ma! ; D nie mogę dojrzeć na fonie coscie mnie tam obgadywaly jeszcze na chacie szlag! :D muszę uruchomić kontrwywiad.

    OdpowiedzUsuń
  2. No coś tam ten mój zapchlony wilczy instynkt wyniuchal! Kawał gnoja z sebastiana! Nawet mi do głowy przyszło że to on jest tym psem (pociągiem strasznie telepie ale czy to była iluzja?) I zjada te wszystkie biedaczki... br! Omg ta końcówka i jak zwykle DZIĘKI za pozostawienie mnie z metlikiem i mnóstwem paranoi przy domyślnie się co dalej kuzwa!!:D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. A nad tym fanfikiem pomyślę, ale zanim pomyślę to ja chcę rozdział na drodze i na dustście :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chcę marudzić, ale ostatnio piszesz jakoś chaotycznie. Gdzieś mi umknęła ta tajemniczość, którą wcześniej wyczuwałam. Co się dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mówiłam, że tematy wesołego lof jakoś mi nie leżą. Poza tym rozdział pisany był dłuższy czas po parę zdań. Możliwe, że wszystko do kupy dało taki efekt. poza tym, wiesz. Nie wszystkie będą tajemnicze anyway. To się nawet nie da. Ale dobrze. Postaram się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja niczego nie wymagam. A już tym bardziej nie oczekuję "wesołego lof" :P Ja kocham horrory i czekam na dreszczyki emocji :P
      Lubisz czytać? Szukasz inspiracji? Poczytaj książki mojego ulubionego autora - Grahama Mastertona :D

      Usuń
  7. Wiem, wiem, kochana :*
    Ja tu po prostu testuję, co mogę. Sama jeszcze nie wiem, co wyjdzie z tej historii.
    A autora obczaję na pewno. :)

    OdpowiedzUsuń

Kto patrzy, ten widzi